YayBlogger.com
BLOGGER TEMPLATES

niedziela, 20 października 2013

II!

Jestem najgorszą blogerką ever- wiem wybaczcie. Moja systematyka się nie poprawia i póki co chyba się nie zmieni. Eh.. Chciałabym się z Wami dzielić każdym dniem, każdą myślą, przykrością, bo wiem,że odpowiednio byście mnie wsparły i motywowały do dalszej pracy. W każdym bądź razie nadrobie zaraz zaległości w Waszych blogach :) Dlaczego tytuł posta ,,II'', a no dlatego,że jakieś 2 tyg temu ważyłam moje kochane, wyczekiwane, upragnione- 45kg taktaktak! Moja radość i zdumienie były duże, to fakt. W końcu coś mi wyszło, dopięłam swego! Opłacało się. Od tego czasu dalej utzrymuję tą wagę żeby nie było, czasem nawet zejde do 44,cośtam. Moja dieta to normalne odżywianie tzn. nie jem chleba, masła, słodyczy no ogólnie bardzo przestrzegam tego co jem więc może nie jest do końca ,,normalne'', ale nie liczę kalorii oraz nie wychodzę z domu bez śniadania. Jem tak ok 5 posiłków dziennie. Mięso też jem oczywiście przyrządzone w nietłusty sposób :p Jednak dużo osób do okoła widzi różnicę (faktycznie mam sporo za dużych ubrań w szafie), a zwłaszcza zmianę na gorsze. Gorsza cera, włosy, zły wygląd no i moja mama toczy ze mną walkę każdego dnia. Postawiła ultimatum- albo przytyję 47 do końca października albo koniec z jazzem. Muszę jej pokazać,że zmienię troszkę odżywianie tzn. że postaram się wprowadzić pewne zmiany ale nie przytyję. Tego się boje i na to sobie nie pozwolę- co to to nie. Jak wypisze mnie z jazzu będzie koszmar i kłótnie,ale ja się nie poddam i będę po prostu więcej ćwiczyć w domu/łóżku, nie ważne. Muszę dbać o siebie,a nie utyć. Wierzę,że wy też osiągnięcie swój cel :) Mój to póki co utrzymanie 45, no i może drobne schodzenie w dół na tyle,żebym mogła funkcjonować. Razem damy radę!
tumblr

xoxo
M.

niedziela, 29 września 2013

never say never

Cześć chudzinki :) Myślałam,że napiszę coś w tamtym tygodniu, ale niestety nie udało mi się to- wybaczcie. Coraz więcej mam obowiązków związanych ze szkołą właściwie,że no ciężko mi znaleźć chwilę dla siebie. Czekam na weekendy jak na zbawienie bo mniej więcej jako tako mogę sobie wtedy odpocząć tak mi się przynajmniej wydaje... No w każdym bądź razie wprowadziłam sobie coś takiego,że ważę się we wtorek rano i sobotę rano czyli dwa razy w tygodniu. Po prostu miałam dość wyczekiwania na sobotę kiedy się zważę- może to troche chore,ale lubię mieć kontrolę nad ( w miarę możliwości) każdą dziedziną mojego życia. Świadomość,że nad czymś panuje i jestem w stanie coś zmienić na lepsze mnie ''uszczęśliwia''. Wczoraj ważyłam równiusieńkie 46 kg, bez żadnych odsetek, a to znaczy,że chudnę dalej :) Może nie jest to jakieś spektakularne,że o w tydzień tracę 3 kilo, ale nie potrzebne mi to. Cieszą mnie nawet małe dekagramy, zwżywszy na to, że praktycznie to nie mogę chudnąć bo wyniki&tańce. Dlaczego never say never? Bo stojąc wczoraj przed lustrem i patrząc na moje nogi ( tak, dalej uważam,że mogłyby być chudsze i do tego dąże), które kiedyś były większe i brzuch, który odstawał (teraz też nie jest płaski) pomyślałam: Udało mi się. Pamietam jedną z wizyt u pani psycholog <ważyłam wtedy 49-50kg> zapytała mnie, do jakiej wagi chciałabym zejść, odpowiedziałam: no póki co 45. W myślach brzmiało to absurdalnie- jak TY masz dojść do takiej wagi, no jak?! Przecież to 4-5 kilo! A teraz? Teraz brakuje mi już tak malutko, tak niewiele. Dalej się nie poddaje. Wiem,że muszę jeść- i jem właściwie 5 razy dziennie :D Nie głodzę się, bo nie wyrobiłabym, serio. Gdyby ktoś na początku mojego odchudzania powiedział mi,że jak będę jadła to tez będę chudnąć to bym wyśmiała i stwierdziła,że jest debilem i ja wiem wszystko lepiej. Po prostu trzeba uważać na to, co się je- tyle. Ja już nawet w domu wprowadziłam pewne zasady i posiłki gotowane są głównie pode mnie :D Może dalej nie akceptuje siebie, dalej uważam,że jestem gruba i mogę schudnąć to słuchając ludzi, którzy mówią: schudłaś, jesteś szczuplutka to jest to na pewno motywujące. Życzę Wam tyle motywacji i siły abyście mogły osiągnąć to co chcecie, w każdej płaszczyźnie waszego życia.:)
Tumblr :)

xoxo
M.

niedziela, 15 września 2013

weak

Cześć. Kolejna niedziela września za mną, a w sumie zaczyna robić się coraz gorzej. W piątek 13 kupiłam sobie żelazo- szczęśliwa wyszłam z apteki bo 1.było tanie, 2. bez recepty i już sobie pomyślałam: Aha! Wykiwam wyniki, wszystko będzie super. A wiecie co było dalej? Nie wiem jakim cudem,ale paragon wypadł mi w przedpokoju i znalazła go mega wkurzona mama. Co to ma być, czemu jej nie powiedziałam no i reszty same możecie się domyśleć. Jak można być takim nieudacznikiem, no jak?! Zapowiedziała,że od października nie będę chodziła na jazz, ale nie dam się, jakoś spróbuję odzyskać jej zaufanie czy coś, może do końca miesiąca jej przejdzie... Dziś rano też ważyłam 46kg, czyli no utrzymuję. 2gim celem było zejście do 45 i wiem,że ''to tylko 1 kilogram'',ale nie jest to takie łatwe. Na prawdę nie mam siły, energii, siedzę max do 1 w nocy bo dłużej po prostu nie daję rady. Cały dzień energetyki+kawy żeby w ogóle jakoś funkcjonować. W tym tygodniu bynajmniej nie wymiotowałam, no może raz, ale generalnie no wiem,że nie mogę. Jeść jem, nie robię tak jak kiedyś, że jabłko+ Sudafed, z uwagi na to,że chyba bym przytyła( przez całe 5 dni taki jadłospis,a w weekendy normalnie przy rodzicach?-trochę bez sensu), poza tym mdlałabym codziennie, a nie dam się wpędzić do jakiegoś wariatkowa. Poza tym takie drobne rozczarowanie osobą, z którą wiązałam jakieś tam małe nadzieje, chyba,że jestem już na tyle 'zdesperowana i samotna',że po prostu potrzebuję KOGOŚ, nie wiem. Ludzie zawodzą i rozczarowują, a stawiają nam wymagania i liczą na to,że je spełnimy, a my? Chcąc pokazać się z jak najlepszej strony po prostu dajemy z siebie wszystko, pytanie tylko: Czy warto?
najukochańszy tumblr, zapraszam.
xoxo
M.

sobota, 7 września 2013

what now

Witajcie po raz kolejny po dłuższej przerwie. Nie potrafię jakoś zrobić się bardziej systematyczna, okej obiecuję poprawię się pod tym względem, muszę. Liceum chyba mnie przerasta tzn. dopiero zaczynam, w końcu minął jeden tydzień (tylko), a ja już czuję narzuconą presję i ten zapierdziel, który mnie czeka.Trzeba się spiąć i pokazać wszystkim,że oczywiście dam radę i wszystko pięknie ze sobą pogodzę. Dodatkowo zaczęłam drugie tańce- jazz i jest to coś wspaniałego! 4h tańca w tygodniu idealnie jak dla mnie. Dojdzie mi jeszcze angielski jakieś 2x1,5h w tygodniu no czy jakoś tak więc na nudę nie mogę narzekać. Oczywiście jak się domyślacie potrzebuję na to wszystko siły i energii, które no siłą rzeczy musza się brać z jedzenia, a z tym ciężko.. Okej no zaczęłam jeść chleb ( co drugi dzień, 2 kromeczki, jedna ma 69 kcal i 0,8 g tłuszczu) no i jakoś wgl chyba więcej jem, nie wiem. Słodycze odstawiłam, ostatni raz czekoladę jadłam chyba w wakacje, ale nie brakuje mi tego. Nienawidzę mieć wyrzutów sumienia i latać do kibla rzygać. Po co mam to robić jak mogę się wstrzymać. Ale czuję czasem napad i wtedy muszę się kontrolować. Mama jest strasznie zła jak wyglądam (dla mnie dalej jestem za gruba), pod koniec września znowu badania, a jak będą złe to cóż-koniec tańców, może szpital, ale nie dam się. Zaoszczędziłam trochę kasy i kupię sobie jakieś żelazo w tabletkach czy coś i będę brać, trudno. Nie będę tyć co to, to nie. Waga z dzisiaj rano- 46 kg--> coś mi się jednak udaje.

xoxo
M.

piątek, 2 sierpnia 2013

welcome back

Wracam na chwilę. Wybaczcie za taką przerwę, zdaję sobie sprawę ,że zawaliłam i może rozczarowałam niektóre z Was, ale uwierzcie,że było to konieczne. Co u mnie? Nie wiem od czego zacząć. Dużo się pozmieniało, jestem dużo dalej od Any niż wcześniej - to na pewno. Brakuje mi jej bardzo często, ale wiem, że jeśli mam postawić ją na szali z tańcem to wyniki z góry jest przesądzony. Może gdybym nie miała takiego rygoru i postawionych warunków wszystko wyglądałoby inaczej, ale cóż. Nie powiem żebym przytyła bo dalej nie wychodzę poza 50 kg co mnie jednak cieszy. Zdaję sobie sprawę, że w wakacje jest dużo trudniej utrzymać dietę i liczę się z tym,że różnie to może wyglądać, ale nie poddaję się, o nie. Wręcz przeciwnie, teraz po tygodniowym pobycie w Turcji ważę moje ulubione 48 kilo :) pomińmy fakt,że nie jadłam tam mięsa i słodyczy, bo ''bezpieczne'' jedzenie to warzywa i owocki co baardzo mi odpowiadało. Kolejną ''zasługą'' tej wagi były.. wymioty. Tak, wymiotuję coraz częściej, jeśli mam możliwość to nawet po każdym posiłku czy jak mam wyrzuty sumienia. Nie wiem, czy to początki bulimii bo czytałam,że niektóre dziewczyny jedzą ok. 7000 kcal (!!!) i wtedy wymiotują. U mnie wystarczy no nie wiem kakao. Wiem,że to złe, ale to mi pomaga jakoś funkcjonować i nie załamać się kompletnie, bo bez Any jakoś tak czasem pusto. Powodzenia Wam życzę i postaram się nadrobić zaległości, bo wydaje mi się,że tu zostanę :)

xoxo
M.

środa, 26 czerwca 2013

break

Potrzebuję przerwy,czasu. Niedługo coś napiszę, muszę podjąć pewne decyzje. Waga- 49kg. Nie mam siły, jestem zmęczona, ciężko czasami, ale zmieniam to. Trzymajcie się, może zrozumiecie moją decyzję.

czwartek, 20 czerwca 2013

lies

 ,,Trze­ba kłamać, by ro­bić to, na co się ma ochotę. ''
Czy faktycznie tak jest?Czy prawda nie wystarczy żeby walczyć o swoje plany, marzenia? Jaki to paradoks,że sami nienawidzimy gdy ktoś ''wciska nam kit'', ale sami dla własnego lub cudzego dobra opowiadami mnóstwo niestworzonych historii. Domyślacie się o czym mówię? Na pytanie: Co dziś jadłaś wyliczam sobie w głowie różne produkty po czym pięknie ubierając to w słowa kłamię. Wiem,że w tym przypadku prawda pogorszyła by moje relacje, wiem,że byłoby gorzej. Sama jednak nic nie robię żeby poprawić te cholerne wyniki. Potem będę błagać żebym mogła wrócić do tańca, do przyjaciół, a okaże się,że ostateczne środki zostaną podjęte.Tu- na blogu, przy Was mogę mówić szczerze co mnie boli, co mi nie wychodzi,ale także dzielę się moimi sukcesami, bo każda z nas w jakimś stopniu przechodzi przez to samo. Dlatego z całego serca chciałam Wam podziękować za siłę i motywację, którą mi dajecie. Dla Was się staram i walczę o perfekcję. Dziękuję za komentarze, odwiedziny, bo to znak,że to co robię ma sens, a może nawet komuś pomaga. Czasem nawet przyjaciołom boję się/nie chce powiedzieć co u mnie, jakie mam problemy bo wiem,że mogą tego nie zrozumieć, albo w zasadzie po co się martwić. Kłamię,że okej, super,dobrze, w miarę kiedy tak na prawdę wewnątrz mnie wszystko się sypie na drobne kawałeczki. Wyrzucam jedzenie mówiąc,że zjadłam, kupiłam. Męczy mnie to, wiem,że w taki sposób nic się nie zmeni,a jeśli mnie ktoś przyłapie to wyobrażam sobie piekło,które będę miała. Muszę to przemyśleć, znaleźć sposób,żeby jakoś to wszystko zebrać, cokolwiek. Póki co nie wyobrażam sobie wrócić do normalnego jedzenia, po prostu nie mogę się przemóc. Teoretycznie zaczęłam wraz z jednym z motylków dietę G30, ale obawiam się,że nie dam rady. Nie dlatego,że nie chcę, ale są dni, gdy muszę jeść przy rodziców bo po prostu nie mam innej możliwości. Dlatego bardzo serdecznie przepraszam,będę Cię wspierać jak mogę,ale bezpośrednio nie mogę w tym uczestniczyć :(. Nie wychodzę poza magiczną granicę 50 kg, więc jestem zadowolona dziś rano na wadze było 49- dobrze. Chcę schodzić w dół,ale utrzymanie tego to i tak dla mnie wielki sukces. Potrafię nie jeść przez cały dzień,a wieczorem jakieś musli albo wafle ryżowe. To też muszę ograniczyć. No i więcej ćwiczeń oczywiście,ale i tak już padam. Mało nie mdleję. To nic, kłamstwa dalej i ciśniemy, nie poddajemy się! Co to to nie.
tumblr :)
xoxo
M.

czwartek, 13 czerwca 2013

win

Wygrałam! Czuję,że jestem ponad to- ponad ograniczających mnie rodziców, szafek pełnych słodyczy. O co chodzi? Mianowicie już od półtorej tygodnia nie jadłam nic czekoladowego ;) tak sobie założyłam,że skoro muszę jeść przy mamie to muszę ograniczyć coś innego. Na samym początku było ciężko- tyle słodkości, czekoladek itp. ale zacisnęłam zęby i tak jakoś sobie trwam w tym postanowieniu do dziś. Waga mi się odwdzięcza, ważę znowu 49! :) Jedyne co mnie troszkę martwi to to, że ważę się codziennie rano. Nie wiem dlaczego tak, ale no jakoś muszę po prostu, nigdy jednak nie wychodzę poza magiczną granicę 50 kg. Uff. Trudno mi ćwiczyć bo rodzicom to nie pasuje. Kurczę mamy takie beznadziejne stosunki,że po prostu szkoda mówić, ale no ja nie mogę się poddać. Będę dalej iść swoją drogą, dopóki nie dojdę do celu. Niech na razie nim będzie 47 kilo. Skoro udało mi się zejść i powiedzmy utrzymać 50 kg to dalej nie dam rady? No pewnie ,że dam. Każda z nas może, mamy w sobie tyle siły i motywacji,że nikt nie jest w stanie nam tego zabrać. Poza tym marzenia. Spełniają się, więc dlaczego by nie zamarzyć sobie bycia perfekcyjną?:) Od poniedziałku (tego tygodnia) jadłospis wyglądał mniej więcej tak: śniadanie: kawa+Sudafed, obiad: ryż z truskawkami, kolacja: truskawki. Mówię, mniej więcej bo w poniedziałek zjadłam całą paczkę musli (399kcal), ale potem miałam tańce+wieczorne ćwiczenia także w miarę się to zredukowało. No także wydaje mi się,że w porządku, w końcu truskawki to owoce. Myślałam czy by nie wrócić do SGD,ale w zasadzie sama sobie ustanawiam dietę i max. ilość kalorii więc chyba na razie zostawię to tak jak jest. Zaczynam znowu mieć napady. Wczoraj jak zrobiłam jakąś bitą śmietanę (co prawda light bo dodawało się tylko wodę i tą saszetkę) to po zjedzeniu połowy miski poczułam,że przesadziłam. Jak zjadłam 3 michałki też tak było..Dlatego muszę ograniczać słodycze-proste. Dzisiaj idę do psychologa, bo mama stwierdziła,że to już jest chore. Może ja po prostu tego nie widzę, ale mój każdy dzień to liczenie kalorii i głodzenie się- no taka prawda, taka codzienność. Ciekawe co mądrego mi powiedzą... Miałam wstawić wyniki krwi,ale nie wiem gdzie są, więc jak je znajdę to opublikuję. Jeśli ich nie poprawię do końca wakacji to prawdopodobnie czeka mnie przymusowe leczenie na oddziale uzależnień. Awesome.
trzymajcie się chuuudo
tumblr ;3
xoxo
chudsza jak ostatnio
M.

piątek, 7 czerwca 2013

sick

No super, wspaniale wręcz. W poniedziałek moja cudowna mama pobrała mi krew-wieczorem już były wyniki. W porównaniu z poprzednimi (dokładnie 28.02) spadły bardzo. Wszystkie możliwe no nie wiem ''składniki'' mam poniżej normy albo granice minimalne. A to ci niespodzianka. W każdym bądź razie myślałam,że rodzice dostaną szału, koszmar dalej się ciągnie,a kontrola zaostrza. Ja nie wiem, nie potrafię tak ciągle żreć jak mi karzą, tak długo się staram schodzić i głodzić, a tu nie chuj, będziesz jeść. Nie dam się. Mam w sobie jeszcze resztki siły i mam Was, których nie mogę zawieść. Ćwiczę dużo, choć i na to rodzice krzywo patrzą, myślę: to nic, będę wstawać w nocy albo wymyślę jeszcze inny sposób. Wiem,że nie mogę ot tak teraz wszystko zostawić. Zgodziłam się na psychologa. W czwartek mam wizytę, ciekawa jestem jak to wszystko będzie wyglądać, oby nie na zasadzie,że będą mi wmawiać,że wcale nie jestem gruba. -.- Dzisiaj rano ważyłam 51. :(:(:( niemożliwe. W sumie jednak chyba tak, nie wiem praktycznie ważę się co 3 dni, a miałam robić to regularnie. Może rzeczywiście już tracę kontrolę i mi odbija? Sama nie wiem. Żyję w kłamstwie, ciągle albo chowam albo wyrzucam jedzenie. Jak tak dalej pójdzie to grożą mi szpitalem, karmienie kroplówkami itp. śmieję się z tego, ale obiecałam jednej osobie,że zrobię wszystko żeby tam nie trafić. Może i byłoby lepiej? Sama nie wiem, póki co jestem grubą, wielką świnią. Odstawiłam słodycze- wczoraj jedynie troszkę podjadłam (2 żelki), poza tym jedynie jakieś musli, żadnej czekolady. Cel uświęca środki a ja nie zamierzam stracić wszystkiego, na co pracowałam. Nawet kosztem zdrowia.Przepraszam.


xoxo
M.

wtorek, 4 czerwca 2013

hope is a bitch

Witajcie kochane chudzinki :* Muszę Wam powiedzieć, że to był mega ciężki tydzień i bardzo mi Was brakowało. Wysiadam już, czasem wszystko mnie przytłacza, a ja nie wiem jak sobie z tym poradzić. Ciężko jest. Łudzę się,że będzie dobrze, że wszystko się jakoś ułoży.. ale to tylko głupie nadzieje, które ciągle mi towarzyszą. A gdzie realizacja? Zamiast pocieszać się albo czekać na zmiany mogłabym sama wszystko odwrócić nawet o 180 stopni- bynajmniej tak mi się wydaje. Jednak nie zawsze wszystko wychodzi po mojej myśli, co więcej mam taką kontrolę ( na wszystko) ze strony moich rodziców, że nigdy bym tego nie przewidziała. Nie mówię tu tylko o jedzeniu, choć o tym zaraz. Internet też mi ograniczyli przez co coraz trudniej mi Was wspierać lub motywować. Jeśli chodzi o moje niejedzenie. Wasze komentarze, thinspiracje na telefonie, lustra i moje wieczne niezadowolenie sprawiło,że pomyślałam sobie: Nie mogę teraz zawieść nikogo, a zwłaszcza samej siebie. Nie mogę teraz nagle odpuścić bo tyle jeszcze przede mną. Jak pastanowiłam tak zrobiłam i w zeszły poniedziałek zjadłam tylko jabłko i rzodkiewkę. Moja duma była nie do opisania. Spaliłam wtedy jakieś 300 kcal i pomyślałam: No widzisz grubasie? Jednak jak chcesz, to potrafisz. Potem we wtorek miałam swoje sweet 16, super, poza tym, że spotkała mnie pewna niemiła niespodzianka to było miło i przyjemnie-jak się domyślacie nawpieprzałam się jak świnia a nawet nie miałam możliwości tego spalić, no chyba,że na środowych tańcach. W sumie nie pamiętam co wtedy zjadłam, ale starałam się jakoś zbilansować to żarcie z wtorku. Tym sposobem przechodzimy do czwartku gdzie byłam w domciu z rodzinką  </3 i nie było opcji żebym nie jadła- po prostu nie. Znowu temat jedzenia wałkowany na okrągło i pełne posiłki bla bla bla. Moje nadzieje na to,że utrzymam cudowne 49 albo zejdę jeszcze niżej poległy. W piątek natomiast robiłam małą domóweczkę, a jako dobra gospodyni jedzenia załatwiłam tyle, że było porozstawiane w innych pokojach. Jadłam wszystko na co miałam ochotę bo stwierdziłam,że a tam, urodziny mogę sobie pozwolić. Jednak w pewnym momencie coś mnie zablokowało i poszłam wymiotować... I przez pewien czas wieczoru szłam do pokoju po chipsa/babeczkę żeby parę minut potem spuścić to w kiblu.. Nie potrafię tego wytłumaczyć,ale czułam się wtedy lepiej (miałam kontrolę nad tym co jem, a jeśli przeginałam to po prostu się tego pozbywałam). Potem przez weekend starałam się nie zjeść nic słodkiego (skoro tyle nażarłam się w piątek), ale oczywiście nie udało mi się. Brawo świnio! Znalazłam jakieś treningi na nogi, trochę filmików z Ewą Chodakowską i starałam się wszystko spalić. Niedziela była koszmarem bo mimo moich chęci(bieganie) zjadłam lody,rodzynki w czekoladzie, a wieczorem miałam mega awanturę. Rodzice kazali mi wejść na wagę. Byłam przerażona- jak to każą? Ja nie mogę, nie zrobiłam ćwiczeń, poza tym ważę się zawsze rano, nie nie nie!!!. Weszłam we łzach, nie mogłam spojrzeć na cyfry. 51. 51-przytyłaś wielorybie. Popłakałam się,nie mogłam pogodzić się z tym pogodzić. Wstałam w nocy żeby poćwiczyć, rano waga wskazywała 50 i tego się będę trzymać. Coraz bardziej przygnębiający i pełen thinspiracji tumblr
MAM NADZIEJĘ,że jakimś cudem się wszystko ułoży
xoxo
coraz grubsza
M.

piątek, 24 maja 2013

sky fall

Znowu tydzień od ostatniego wpisu. Czuję,że tu tak na prawdę mogę wyrzucić z siebie wszystko co mnie męczy, trapi i boli. Ludzie zawodzą. Dają nam nadzieje, wsparcie, my obdarzamy ich zaufaniem i dopuszczamy do pewnych zakamarków w naszym sercu,a oni co? Odchodzą, często bez wyjaśnienia, często potem z wyrzutami nie rozumiejąc tego jak bardzo byli dla nas ważni. Zdarza się też,że mimo,że mamy ich obok, na wyciągnięcie ręki wydają się być niedostępni, jakby poza zasięgiem. Jestem głupia. Powinnam uczyć się na błędach, wyciągać wnioski z moich zachowań żeby już nigdy więcej nie zrobić błędów. A ja? Naiwna 16, która wierzy,że może wszystko,że się zmieniła dalej nie potrafi się kontrolować. Wydarzenia z ostatniego tygodnia załamały mnie totalnie, powiem szczerze,że byłam na skraju wyczerpania psychicznego. Wszystko było moją winą- to ja zepsułam imprezę przez głupotę, to ja jestem obiektem żartów, zażenowania, współczucia. Chciałam umrzeć, tak po prostu zniknąć, oderwać się od tego codziennego syfu, od sztucznego uśmiechu, który już coraz rzadziej pojawia się na mojej twarzy. Widzę,że jest ze mną coraz gorzej, robię się starym wrakiem człowieka, który zmęczony każdego dnia po prostu próbuje przeżyć bez większego zaangażowania w swoje życie. Monotonia i taki niepokojący zewnętrzny spokój są straszne. Czasem nie rozumiem gdzie jest źródło tego wszystkiego. Czy to kwestia moich zachowań, a może raczej mojego egoizmu i zainteresowania wyłącznie dietą i chudnięciem? Może i tak. Jestem jedynie pewna,że nie mam czasem już psychicznie siły na to wszystko. Zbytnia wrażliwość oraz ciągłe nerwy nie pomagają mi w byciu silną, pewną siebie, nie przejmującą się życiem nastolatką. Szkoda, czuję,że gdzieś w między czasie zatraciłam kawałek swojej osobowości, że tracę jeden z najpiękniejszych okresów w życiu. Może to ta współczesność i bezwzględność ludzka sprawiają,że młody człowiek nie radzi sobie z nadmiarem emocji i zdarzeń? Czasem musi być po prostu silniejszy od kogoś kto jest w jeszcze gorszym położeniu, a wtedy nakłada na siebie jeszcze cudze zmartwienia i kłopoty jakby miał za mało swoich. Znojome uczucie, prawda?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W każdym bądź razie ważyłam się w sobotę na imprezie i najpierw waga wskazywała bodajże 52 ;o. Byłam przerażona dosyć,ale z rozwinięciem zabawy jak zaczęłam wymiotować i zważyłam się jakoś w nocy dla własnego jakiegoś powiedzmy przekonania, to już było 49 tam ileś odsetek. Niby dziwne żeby stracić tylko kilo przez parę godzin,ale uwierzyłam. Wszystko super, przez ten tydzień się głodziłam. Serio, potrafiłam zjeść ok. 100 max 200 kcal. Duma niesamowita i niesamowicie wiele kłopotów. Znowu ingerencja mojej wychowawczyni i zaangażowanie mojej mamy w to było ogromnym błędem i mam teraz zapewnioną kontolrę 24/7, awesome. -.- Ale to nic dam radę. Dam radę, choćbym miała jeszcze bardziej wszystko ukrywać, więcej ćwiczyć, cokolwiek. Wiem,że mogę bo życie to walka jedna po drugiej i tak na prawdę zawsze będziemy o coś zabiegać. A jak się przkonałam dziś rano, moja dzisiejsza walka póki co osiągnęła, albo właściwie podtrzymała wagę 49.
Dobrej nocy i udanego weekendu :*
xoxo
M.

piątek, 17 maja 2013

chill

Dzisiaj nieco optymistycznie, tzn nie będę jakoś bardzo smęcić, no bynajmniej się postaram :) Witajcie! Eh, jakbym chciała częściej tu wpadać.. no nic. Powiem Wam,że zaplanowałam sobie w tamtą niedzielę,że do środy nie tknę słodyczy. Rozwiesiłam motywujące karteczki po całym pokoju i dzień za dniem stosowałam się do zaleceń. Środa minęła, a ja byłam z siebie dumna bo mi się udało! Ponadto jadłam niedużo( bilansów nie podam bo nie pamiętam) ale było to max. 300 kcal, jakoś tak- super + ćwiczenia ( zaczęłam robić 10-minutowy trening nóg z Mel B, do tego próbuję jeszcze brzucha,ale nie jest to niestety takie proste :<) no także wydaje mi się,że okej :D Poza tym chodzę na tańce, biegam ( wczoraj myślałam,że wypluję płuca i wypocę cały tłuszcz niemalże:D) no i ćwiczę, ćwiczę i jeszcze raz ćwiczę :D. Nie jem śniadań zazwyczaj, a jeśli tak to jedna Wasa (25 kcal) choć to i tak sporadycznie, a tak to codziennie Sudafed + kawusia <3. Efekty chyba trochę widać, bo moja wychowawczyni stwierdziła,że chudnę oraz ,że jestem blada no coś takiego :> Wczoraj po południu zjadłam sobie na obiad szpinak + ryż, dzisiaj zresztą też, także no pysznie, zdrowo i mało kalorycznie :D Kolacje też sobie odpuszczam i wszystko kontroluję i liczę. Najważniejsze jest chyba pokonanie głodu, tzn. jest to najtrudniejsze w pewien sposób, bo jednak wiadomo, że organizm potrzebuje jakiś składników i energii, ale jak się człowiek zaprze to jednak potrafi osiągnąć swój cel. :) Trzeba po prostu bardzo chcieć i wierzyć,że to co robimy ma sens i może się udać. Może to i głupie dla niektórych,że 2 głupie cyferki na jakimś elektrycznym pudełku decydują o dalszym stylu żywienia czy o humorze jaki nam dopisuje,ale da mnie jest to bardzo ważne i jeśli mam być szczęśliwa to będę do tego dążyć.Zrobiłam sobie pare dni ''wolnego'' od słodyczy bo jutro mam 2 imprezy i chill pełen także zapowiada się zarąbiście, ale wiadomo nie można przesadzać. Dzisiaj jeszcze pobiegam wieczorkiem i będzie super :) Znalazłam taką stronę: vitalo.pl na której są różne przepisy (niskokaloryczne) różnych dobrych rzeczy; sałatek, ciasteczek itp. także jak chcecie to w wolnej chwili możecie sobie popatrzeć i coś potworzyć. Ja już trochę próbowałam i dwie sałatki wyszły cudowne :)
oczywiście stale uzupełniam tumblra więc zapraszam
trzymajcie się chudo i udanego weekendu :*
xoxo
M.

piątek, 10 maja 2013

it's been much worse

Kolejna przerwa w pisaniu, ale już powróciłam ;) Jak Wam idzie? Doszłam do paru wniosków jeśli chodzi o mnie. Po 1-sze : U mnie jest albo beznadziejne albo w miarę. Tak, nie mówię,że u mnie dobrze, super, fajnie, zajebiście- nie. Na pewno w dużej mierze zależy to od mojego nastawienia do ludzi i otaczającej mnie rzeczywistości, prawda, ale no tak jest. Pewnie nie doceniam czasami jak jest i troszkę marudzę, ale nie potrafię dostrzec pozytywów jakoś. Wkurzają mnie wszyscy, chcę już koniec tej gimbazy bo czasem na prawdę nie mam siły tam iść. O, przepraszam znalazłam ostatnio pozytyw  w moim zachowaniu, na którym mi zależało, a mianowicie: przestałam przejmować się opinią ludzi. Dosłownie leję na to, czy im coś nie pasuje w moim wyglądzie albo zachowaniu. Wiadomo, jeśli są to słowa moich bliskich lub osób, których zdanie jest dla mnie w jakimś stopniu ważne to staram się coś zmienić i zaakceptować, ale jeżeli ktoś ocenia mnie na podstawie tego co widzi to na prawdę mnie to przestało ruszać. Zrobiłam się obojętna na jakieś spojrzenia czy obgadywanie bo nad zwyczajniej w świecie wiem, jacy potrafią być ludzie. I tak jestem podobno straszną neurotyczką ( miałam jakiś test na osobowość i psycholog mi tak powiedziała) i bardzo silnie wszystko przeżywam ( co jest prawdą) więc po co dodawać sobie zmartwień i problemów skoro mogę pominąć takie zachowanie, prawda, no. Nawiązując do mojej emocjonalnej strony, to zastanawiam się czy nie poprosić mamy o jakieś uspokajające środki/ tabletki żebym się tak bardzo nie denerwowała, bo znowu chyba wracam do cięcia.. Nie chcę tego bardzo, ale czasem wszystko bierze górę i nie potrafię się opanować. Papierosy też zaczynają pojawiać się między wierszami, a tego też nie chcę jakoś bardzo rozwijać. Wiem, że w mamie mam oparcie i nie jestem sama, poza tym ona widzi, że czasem sobie nad zwyczajniej w świecie nie radzę. I chociaż zgania wszystko na moje odżywianie to chce dla mnie jak najlepiej i pomoże mi w jakiej sytuacji bym się nie znalazła. Muszę bardziej to doceniać..
W ostatniej notce bodajże pisałam,że zaczynam się ostro brać za siebie i brać Sudafed, ogólnie no odsyłam jak chcecie zerknąć. Dlatego piękny bilansik środowy wygląda następująco:
śniadanie: parę plasterków jabłka, szkoła: wzięłam sobie termos kawy i popiłam nim 2 tabletki Sudafedu
obiad: warzywa z patelni kolacja: nic. Także no świetnie jestem przemega dumna z siebie, ale udało się to też dlatego,że cały dzień chodziłam zestresowana i płakałam chyba z 2 czy 3 razy więc możliwe,że ściśnięty żołądek też jakoś wpłynął. Ponadto tańce więc spaliłam coś tam jeszcze :)
czwartek: śniadanie: mała miseczka mleka z płatkami (ok. 100-200 kcal) obiad: byłam w Macu gdzie zjadłam ok. (800-900 kcal :( ) + w domu 3 pierogi z kapustą (ok. 200 kcal) kolacja: nic. Jak widzicie przez ten cholerny Mac dużo za dużo,ale byłam ok. 2 godz na rolkach więc jakieś 800 kcal poszło :>
<dzisiaj> piątek: śniadanie: kawa+ tabletka Sudafedu i teraz troszkę jogurtu naturalnego (ok.70 kcal) także wygląda to nie najgorzej ;) Odchudzanie tzn. niejedzenie znacznie poprawia mi humor. Jeśli bilanse są niskie, albo w miare okej to dzień nie kończy się tak źle, gorzej jak przewalę i jestem na siebie cholernie zła, a wtedy muszę to spalić. No nic , w każdym bądź razie póki co jest w miarę, mamy piątek, weekendu początek, super, wiem,że przyszły tydzień będzie max ciężki dlatego trzymajcie kciuki, żebym przetrwała.
tumblr ;3
xoxo
M.

niedziela, 5 maja 2013

sadness

Nie macie pojęcia, jak się znaienawidziłam przez to wolne. Na prawdę, z każdym dniem gdy miałam kontrolę rodziców nad tym co jem i ile jem czułam się coraz gorzej. Oni nie rozumieją, że jestem gruba,że cholernie chcę schudnąć, głodzić się itp. Nie, obiady, śniadania, kolacje wszystko. Po pewnym czasie już tego nie liczyłam. Czułąm, jak mój brzuch wręcz pęka od przejedzenia, ale nie, zjadłam za mało i trzeba,abym zjadła dwu-daniowy obiad. Codziennie jak tylko mogłam wychodziłam albo na rower albo pobiegać,ale co z tego?! i tak już pewnie ważę 3 kilo więcej, pff oby tylko tyle. Tak się cieszyłam,że odpocznę sobię od szkoły, od nauczycieli i jako tako od nauki, a tu nie ma- rodzice w domu, pełno żarcia i wieczne awantury i pretensje do mojej osoby. Psychicznie wysiadam, na prawdę dosyć mam tego wszystkiego, dosyć mam siebie i mmoich słabości. Chyba stałam się  straszną egoistką, poza tym,że mam obsesję na punkcie dążenia do ''chudośći''. Tak, ostatnio doszłam do wniosku,że to nie jest tylko takie gadanie : a chcę schudnąć, oj będę się odchudzać, tylko to jest pierwsza myśl kiedy wstaję i gdy kładę się spać- co zjadłam, ile zjadłam, jak spalić. Patrzę tylko na siebie, całymi dniami zastanawiam się jak tu oszukać rodziców, co zjeść żebym miała siłę, ale żebym za dużo nie przytyła. Mimo to, ciągle przegrywam walkę z jedzeniem. Nie potrafię zawalczyć, a przecież mam tyle motywacji.. Muszę udowodnić jednej osobie, że może i mogłaby się martwić,ale już za późno, że teraz nie ma prawa interesować się moim życie, bo mogę zrobić z nim co zechcę. Dlatego od jutra, kiedy wszyscy pójdą do pracy ( ja do szkoły) moim ''posiłkiem'' będzie Sudafed z kawą, który mam nadzieję mi pomoże i nie ma to tamto, kontunuuję SGD dopóty, dopóki mi się nie znudzi właściwie. Nie pozwolę na to,żeby jedno wolne przejęło nad e mną kontrolę, żeby zaprzepaściło to, na co pracuję od wielu tygodni. Wam dziękuję, że czytacie te wypociny, często może bez sensu, ale tak na prawdę tylko Was interesuje to , co tutaj się znajduje. Ludzie mają na prawdę wąską granicę postrzegania cudzych problemów i nie zauważają, że ktoś obok potrzebuje wsparcia, pomocy czy motywacji. Ja sama nie jestem idealna, ale wiem ile znaczy dla kogoś głupie : dasz radę, super Ci idzie. Wiem, jak to jest mieć się dla kogo starać i jak to jest podnosić się z porażek, żeby pokazać jak silna potrafię być. Dlatego z całego serca chciałam też podziękować za komentarze, które motywują mnie do jeszcze większych starań, abyśmy razem mogły osiągać swoje cele :* Mimo tego,że teraz od środy wszystko się zjebało( mówiąc kolokwialnie) wiem, że dam radę, muszę udowodnić tym wszystkim, którzy nie wierzą, a przede wszystkim sobie, że dam radę i nie mogę się teraz poddać. Mimo przeszkód, problemów i bólu nie wolno przestać dążyć do celu. Nigdy.
tumblr
Życzę Wam dużo siły i wytrwałości na ten tydzień
xoxo
M.

wtorek, 30 kwietnia 2013

something new

Witajcie. Znowu miałyśmy malutką przerwę,ale już nadrabiam zaległości. Co u mnie? Wyjątkowo odpowiem,że nie po staremu, gdyż z niewiadomych dla mnie przyczyn sporo się ostatnio zmieniło. Ja wewnętrznie też mam jakieś takie wrażenie,że coś się rozwija albo gaśnie, nie wiem. Próbuję rzeczy, o których niektórzy by mnie być może nie podejrzewali, o których nawet JA sama bym wcześniej nie pomyślała. Cóż,cel uświęca środki,a teraz jestem jeszcze bardziej pewna niektórych z moich wyborów. Musiałam sobie w końcu zdać sprawę z tego,że nie mogę siedzieć z założonymi rękami i czekać,aż wszystko czego chce samo do mnie przyjdzie- nie. W życiu na prawdę nie ma nic za darmo i bynajmniej nie mówię tu o kwestiach materialnych( dobra, w jakimś stopniu też). Przekonuję się o tym dosyć często i może stąd te zmiany. Nie można się ich bać, bo bardzo często są nieuniknione. Potrzebne lub nie, korzystne albo i szkodliwe,ale towarzyszą każdemu z nas. W każdym bądź razie zaparłam się w moim dążeniu do chudości, kupiłam sobie nawet dzisiaj Sudafed- mam nadzieję,że pomoże i opiszę Wam co tam,jak tam i czy warto :). Poza tym ostatnio jakoś weszłam na wagę i zobaczyłam piękne, kształtne 50 kg! okej z odsetkami jakimiś,ale moje szczęście i zdziwienie było ogromne. Niby zakładałam sobie,że ten blog ma mi pomóc dojść właśnie do tych 50 kg. (jak go zakładałam ważyłam chyba 53(?)),ale nie potrafiłabym tak nagle Was zostawić i sama się zmienić- co to to nie! Dalej będę gubić kilogramy, bo w tym nie mam limitu i wyznaczę sobie nowy cel. Póki co jestem dosyć z siebie dumna, Wy z siebie też bądźcie bo to w dużym stopniu dzięki Wam miałam motywację :* Zmieniałam również moje postrzeganie SGD. Jak? A no mam owszem ramy kaloryczne,ale dlaczego mam je w ten sposób przestrzegać? Wiem,że nie mogę tego przekraczać,ale gdy czasem zdarzy mi się zjeść więcej, to wtedy na drugi dzień jem duuużo mniej. Poza tym sporo ruchu i ćwiczeń:) może teraz bilansik:
*poniedziałek śniadanie: kanapki (1,5 kromki)z chlebem sitkowym + jakimś serkiem (nie pamiętam) [? kcal], obiad: sałatka z Maca [10 kcal], kostka gorzkiej czekolady [max. 60 kcal], kolacja: bułka maślana [max.300 kcal], troszkę musli [ok.200 kcal], razem: no pewnie coś koło 700 kcal. Spaliłam na tańcach i spacerze obstawiam około połowy przyswojonych, a granica na ten dzień wynosiła 400 kcal,więc wydaje mi się,że nawet za bardzo nie przekroczyłam ;)
*wtorek (dzisiejszy dzień) śniadanie: nic, obiad: warzywa z patelni max. [100 kcal], herbatniki [max.200 kcal], kostka czekolady [max.60 kcal]. i tyle na dziś, bynajmniej tyle planuję :) granica to 300 kcal, ale dzisiaj w sumie spaliłam co nieco na spacerze i wieczorkiem biegam oraz ćwiczę, także też bez problemu :)
Jak widzicie pilnuję się i to dosyć rygorystycznie bynajmniej tak mi się wydaje, próbuję nowych rzeczy bo w sumie nie ma co kurczowo trzymać się starych przyzwyczajeń. Trzeba się dopasować, trzeba coś zmienić i próbować nowości, nawet jeśli ma to być kosztem czegoś innego. Trudno, we only live once.
Dodam tylko,że ostatnio z przyjaciółką założyłam sobie tumblr'a : tututu także możecie się o mnie dowiedzieć więcej (co lubię i co we mnie gdzieś tam siedzi). Nie sugerujcie się tym,że prowadzą to dwie osoby, bo mamy podobny gust :> jeśli macie swoje to podawajcie, reblogujcie czy co się na tym robi, bo jeszcze do końca tego nie ogarnęłam :D Udanej majówki!
xoxo
M.


wtorek, 23 kwietnia 2013

what I need?

Witajcie. Ciężko mi teraz wyegzekwować troszkę czasu na napisanie notek więc stąd ta nieregularność. Poza tym za pare dni testy, dobrze,że mam chociaż drobne ułatwienie. Nie znaczy to jednak,że mogę ot tak sobie pójść i napisać na parę marnych %. Zawieść tych, którzy myślą,że jestem taka mądra i wspaniała, oh, no właśnie. Dlatego nie wiem jak ja nadrobię 30 tygodni (według mojego repetytorium) w 3 dni, życzcie mi powodzenia. Najpierw napiszę o bilansie tak w ostatnich dniach,a potem przejdę do setna tej nieklejącej się notki, więc:
W poprzednich notkach macie moją SGD, ale ciężko mi to liczyć troszkę. Tzn. bywają dni, gdy rzeczywiście trzymam się, nie przekraczam limitu, ale są też dni, gdy wykraczam sporo poza normę. Nie potrafię się kontrolować i pożeram słodycze. Co prawda potem robię wszystko żeby spalić i dobić mniej więcej do limitu ,ale co z tego? Wkurzam się, generalnie to sama sobie ją reguluję, zamieniam sobie dni,albo staram się to jakoś wypośrodkować.. nie jest o proste albo może ja nie ma na tyle samozaparcia żeby przezwyciężyć głód. Weekendu nie opiszę, ale za to poniedziałkiem mogę się trochę pochwalić.
śniadanie: nic obiad : pomarańcza, sałatka -->(dodam,że owoców i warzyw nie liczę jako kcal) 
kolacja: jabłko, ciastko owsiane (130kcal) i 5 kostek ptasiego mleczka( 225 kcal jak sprawdzałam)
Także byłam w zasadzie z siebie dumna, bo pierwszy''posiłek'' zjadłam dopiero o 14. Wiem, wieczorem zawaliłam,ale byłam na tańcach, więc późniejsze ciastko może aż tak bardzo się nie przyswoiło, a wieczorem skakanka + inne ćwiczenia więc też nieźle. Dzisiaj już wiem,że bęzie mi trudniej, bo 300 kcal, ponadto jutro piszę testy, 3MAĆ KCIUKI, i nie wiem czy z nerwów nie zacznę żreć wszystkiego,ale spalę, I promise.
~~~~~~~~
Odnosząc się do tematu notki. Ostatnio tak się zaczęłam zastanawiać, czego ja właściwie oczekuję od ludzi, od życia. Cholernie wszystkim zazdroszczę, a to figury, a to drugiej połówki, a to jakiś rzeczy materialnych. Czego ja chcę? Niby mam wszystko, mam dużo, w porównania do innych, bardziej pokrzywdzonych przez los. Ale czy to czego chcemy jest tym, czego potrzebujemy? No właśnie. Nie zawsze. Jedyne, czego jestem pewna to to, że chcę być coraz chudsza. Zdaję sobie sprawę,że nie dorównam niektórym chudzinom, anorektyczkom, albo modelkom, ale chcę widzieć u siebie zmianę. Pewnie będzie to kosztem mojego zdowia i energii ( po części już jest), ale trudno. Czas zastosować drastyczniejsze środki.
Powodzenia wszystkim na testach!
xoxo
M.

wtorek, 16 kwietnia 2013

hard

Troszkę mnie nie było,ale za dużo tego wszystkiego no. Za tydzień testy, choć ja i tak jestem w dobrej sytuacji,ale nie mogę pozwolić sobie na potknięcia,wiadomo... Poza tym nie wiem o co chodzi moim rodzicom,ostatnio na prawdę nie rozumiem tego czepiania się mnie i robienia nie wiadomo jakich kłótni. po co to wszystko? Chciałam wrócić do cięcia ostatnio. Nie wiem po co. Może żeby się ukarać, może żeby przeszło i żebym znowu jakaś taka obojętna się stała jeśli coś mi nie wychodzi lub nie mam siły? Tak, wiosna jest dla mnie z jednej strony wybawieniem a z drugiej koszmarem. Dlaczego? Bo w pierwszym przypadku mogę zacząć się ruszać, biegać, chodzić, jeździć na tym czy innym (dzisiaj postanowiłam rolki albo bieganie,nie am to tamto). Jednak w drugiej dla osoby, która tak jak ja izoluje się trochę od rzeczywistości i woli spędzać czas samemu albo bynajmniej w domu an spaniu to serio średnio to widzę. Tym bardziej,że nie cierpię gorąca.. wole nosić bluzy,swetry,a nie wszyscy będą popierdzielać w krótkich spodenkach i weź się pokaż z tymi parówami :( już niedługo </3.  Także no, może trochę jęczę,ale serio mam ochotę czasem zniknąć albo być kimś innym..
Z dieta idzie mi różnie, w sumie nawet trzymam sie mojego SGD :
ostatnio tylko gdzieś tam zawaliłam, to an następny dzień sobie obniżyłam. Najgorsze są wtorki,bo przy ruchu i w ogóle, to ciężko jednak ograniczyć,ale staram się, a jak nie wyjdzie to spalam. Problem jest jedynie z mamą,która znowu wyskoczyła z pomysłem pobrania mi krwi, więc muszę się nabrać jakiś tabletek albo czegoś, żeby uzupełniło mi minerały bla bla coś takiego.
Bilans ,,niejedzenia'' :
śniadanie:nic
obiad: -kopytka z wody nie wiem ile,podobno jeden ma 25kcal,ale w sumie jak z wody to nie wiem, a zjadłam 10.(małe były,nie wiem ile gram)
           -6 kostek gorzkiej czekolady (ok.130kcal)
także widzicie,że już przekroczyłam.... ale spokojnie, spalę dzisiaj na rolkach albo na bieganiu ok. 1/3 lub połowy + wieczorne ćwiczenia. Nie tak źle, to wszystko na dzisiaj. Trzymajcie kciuki,żebym wytrwała dalej i żebym psychicznie jakoś stała się obojętna i mniej wrażliwa na ten syf.
xoxo
M.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

diet on

Niesamowite,że potrafiłam się zebrać tak szybko i zacząć pisać kolejną notkę :D jednak jeśli mam chwilkę to ją wykorzystam. Ubolewam,że już koniec weekendu, chciałam się wyspać, ale nie wyszło, szkoda no. Trudno. W każdym bądź razie zawaliłam moją dietę RÓWNO. Byłam na dyskotece, zrobiłam pierniczki (pyszne :D), ale w każdym bądź razie popołudnie piątku i sobota to był jakiś koszmar dla mojego ciała. W ogóle wszystko to jakiś wielki koszmar no. Zdałam sobie sprawę,że ja jestem beznadziejna, beznadziejnie gruba i głupia i nienawidzę siebie, nienawidzę jedzenia i wszystkich zakochanych,obściskujących się ludzi, którzy mają wszystko i nie potrafią tego docenić. To jest okropne i no kurde potrzebuję się zaszyć w domu i wgl mieć wszystkich gdzieś. Teraz już piszę bez sensu i tracę wątek,ale czuję,że jest nie tak,oczywiście mam wieczorne wahania humorów i o. Jednak postanowiłam,że będę idealna=chuda/szczupła, żebym chociaż mogła polubić siebie. Dlatego mimo całej gadaniny, konsekwencji blablabla znalazłam sobie taką oto dietę:
może ją kojarzycie, w każdym bądź razie są tysiące diet, ale niektóre na prawdę mnie przerażają a nie chcę też z drugiej strony wysoko podnosić sobie poprzeczki. SGD wydaje się być okej, zaczynam od jutra i będę się pilnować. Oczywiście, te porcje kcal biorę jako max, mam nadzieję,że się uda.-->Trzymajcie kciuki:)
Postanowiłam też,że muszę jeść produkty,które poprawią jakoś moje włosy czy cerę, ogólnie chodzi mi o takie produkty,które będą zawierać żelazo czy cynk. Oto lista rzeczy, które zacznę jeść, nie przekraczając dużej ilości kcal oczywiście:
1.jabłka- ilość kcal zależy generalnie od wielkości,ale jest to max 100 kcal, bierzmy jednak zakładkę,że to owoc.Generalnie dobre, pożywne i bynajmniej u mnie na pewien czas zabijają głód,więc polecam
2.orzechy- czytałam ostatnio,że zawierają w sobie bodajże cynk i żelazo,więc jeśli trzeba uzupełnić zapasy w organiźmie to trzeba spróbować. Kalorii niestety nie znam,aczkolwiek chyba nie będą to jakieś ogromne liczby(mam nadzieję)
3.otręby- tego jest mase w sklepach i właściwie patrzenie na to sprawia mi przyjemność. Nie jest to bardzo kaloryczne (choć zależy czy mieszamy je z wodą czy z mlekiem) i w zasadzie dobre, no zależy od marki,składników itp. dlatego jako przekąska na śniadanie jak najbardziej tak
4.ryby-nienawidzę strasznie,serio, nie jadłam ich już dobre pare lat,ale przeczytałam,że zawierają dużo kwasów Omega jakiśtam a one są też mega ważne dla oranizmu. Postanowiłam działać i poprosiłam mamę żeby kupiła mi paluszki rybne z Frosty (bo są bez ości) i powiem wam,że całkiem niezłe, ponadto nisko kaloryczne, bo jeden paluszek miał nie wiem 60 kcal chyba? warto zjeść raz na jakiś czas.
5.marchewka- pierwsze co mnie kusi to oczywiście kcal, których jest aż całe 12 :D tak, malutko, a wiadomo,że to warzywko ma mase niezbędnych witamin, karotenu czy czegoś tam jeszcze więc fajne pochrupać sobie taką świeżą :>
6.jogurt naturalny-pyszny z otrębami, sam też zjadliwy, bardzo dobry do sałatek zamiast majonezu. zdrowy i bez tłuszczu, do tego ok. 60 kcal chyba? nie wiem, dawno nie jadłam. żródło białka do tego :)
7.jaja- na miękko, na twardo dobre i zdrowe. Również żródło białka.
Taka szczęśliwa mam nadzieję siódemka :) w następnych notkach będę dodawać nowe pozycje jeśli coś mi przyjdzie do głowy.
*jako,że notka była pisana z wczoraj-->dzisiaj, to powiem wam,że pierwszy dzień zaliczony :) mój posiłek nie przekroczył 400 kcal. Jestem z siebie dumna!
xoxo
M.

czwartek, 4 kwietnia 2013

work out!

Witam Was po świątecznie :) myślałam,że jakoś szybciej się zbiorę,ale niestety wszystko jakby utrudnia mi jakieś wolne chwile i powiem szczerze,że nawet nauczyciele robią się coraz bardziej irytujący..-.- szkoda, ale stwierdziłam,że ''mam to w dupie'' i tak już się dostałam do liceum więc leje na ścisłe i tych wszystkich którzy na siłę chcą mnie nawrócić na swój przedmiot, pozdrawiam środkowym palcem, mam większe problemy. No w każdym bądź razie to jestem teraz zasypana różnymi poprawami, sprawdzianami i drzwiami otwartymi także na nudę nie narzekam.
Tytuł posta powstał w dłuższym,twórczym procesie myślenia, bo oczywiście po świętach przytyłam i musiałam jakoś to sadło zrzucić. Wybrałam się na godzinny spacer, na następny dzień basen i tańce. Jednak jeśli nie mamy możliwości wyjść gdzieś albo uprawiać sportu na dworze (bo przecież w kwietniu musi padać śnieg -.-), to co wtedy? Na pewno słyszeliście o :
-brzuszki (polecam, ja z każdym dniem robię coraz więcej i obecnie moje min. to 50 dziennie)
-przysiady ( a właściwie pół-przysiady, które podobną są lepsze, w sumie się pod tym podpisuję, no i robię min. 30, bo troszkę to męczące)
-skakaniu ( na skakance albo nawet tak luzem, mega męczące )
-nożyce ( czuć napięte wszystkie mięśnie, również bardzo męczące)
-robię również coś takiego, też wzmacnia mięśnie,a nie jest bardzo bolesne czy coś:

-znamienita a6w,( dzięki której napinają się mięśnie, dosyć męczące i troszke bolesne, ale skuteczne):

to chyba takie główne ćwiczenia,które robię przed snem codziennie. Ilość i czas zależy od tego ile mam siły i
jak bardzo jestem zmęćzona. W każdym bądź razie,polecam Wam bo jak jest taka pogoda jaka jest albo czujecie,że za dużo zjedliście to jest to fajny i skuteczny zestaw ćwiczeń. Te filmiki są krótkie, może się Wam przydadzą :) jeśli coś sobie jeszcze przypomnę lub znajdę coś nowego to oczywiście wstawię.

Bilans: ogólnie postanowiłam,że nie mogę się oprzeć słodyczom i ciastom omnomnom, dlatego też będę je jadła co drugi dzień ewentualnie jeśli już nie będę mogła wytrzymać, no ale założenie jest takie żebym nie wpieprzała ich codziennie. Nie pochwalę się co zjadłam w środę bo mazurek był przepyszny, ale zgodnie z wyżej wymienionym postanowieniem dzisiaj na śniadanie: kromka wasy-25 kcal, 1/3 jogurtu truskawkowego, ok. 55 kcal, pół herbaty. obiad: sałatka z jogurtem naturalnym (mam przepis, wstawię), kotlet ziemniaczany (?kcal), troszkę kaszy gryczanej, łyżka sosu pieczarkowego czy coś takiego(?)
kolacja:załużmy,że jabłko (nie wiem, ok. 80 kcal) i może jeszcze się skuszę a trochę sałatki :)
nie jest źle chyba, w miarę jestem zadowolona, wieczorkiem czytaj: w nocy jak już ogarnę lekcje poćwiczę, także w porządku. Good night :*
xoxo
M.








czwartek, 28 marca 2013

healthy-unhealty

Wybaczcie,że troche mnie tu nie było,ale póki nie mam pomysłu ani weny na napisanie posta to nadzwyczajniej w świecie nie dodaję.Nie widzę sensu w pisaniu np. wstałam,poszłam do szkoły (oczywiście nie obrażając inne blogerki,które może preferują taką formę) bo uważam, że powinnam pisać o czymś, co chodzi mi po głowie albo w jakiś sposób wpływa na to co się wokół mnie dzieje. Okej dość farmazonów, do rzeczy. Wzięłam taki temat posta bo właściwie jakąś tam wiedze nt. odchudzania mam. Nie jestem doświadczona,ale wkraczam małymi kroczkami na płaszczyznę różnych diet, zaczynając oczywiście od głodówki. Na samym początku tj. kiedy zakładałam tego bloga i oglądałam różne thinspiracje wydawało mi się,że jest to najlepszy sposób na stracenie wagi. Co tam podliczanie kalorii, ograniczanie się w jakiś sposób...cel uświeća środki. Potem doszły ostrzeżenia ze strony rodziny : uważaj,bo będą wypadać włosy, będziesz zmęczona blablabla. A teraz co? Włosy wypadają praktycznie garściami, często również mam za mało energii by zebrać się do jakiejś większej aktywności fizycznej,a mimo wszystko dalej jakoś w tym brnę. Ograniczam kcal w posiłkach, czasem nawet oszukuję,żeby nie robić więcej awantur, bo szczerze powiem,że mam ich dosyć i wczoraj praktycznie sięgnęłam po starą przyjaciółkę-żyletkę--> to już temat na inną notkę, nevermind. W każdym bądź razie ostatniozastanawiałam/zastanawiam się czy to ma w ogóle sens? Czy nie mogę więcej ćwiczyć i schudnąć w inny,zdrowszy sposób nie nadwyrężając cierpliwości moich rodziców oraz nie stracić tego czego kocham( bo uwierzcie, mam dużo do stracenia)? Wiadomo, nawet jeśli będę jadła więcej, dalej nie będę mogła oprzeć się podliczeniu kcal, kombinowania co by tu może mniej, gdzie schować, jaki argument itp bo to już po mału zostawia ślady w psychice, myśleniu. Jednak     ostatnio słyszałam wypowiedź dziewczyny, która w ciągu 2 msc schudła 10 kg. Myślimy marznie,prawda? i to właśnie przez głodówkę. Jednak jak sama potem dodała, to nie było takie proste. Bardzo szybko nadrobiła stracone kilogramy ( nie ma się co dziwić, w końcu ile można tak drastycznie ograniczać organizm?) i dodała,że stanowczo odradza. Dlatego sama nie wiem co robić. Są dwie strony medalu,ale wiem,że mam na prawdę dużo do stracenia i co teraz. Nie dam się roztyć,czekam na cieplejsze dni i tyle sportu hoho normalnie all day all night. :)
Bilans dzisiejszy (we wtorek nie ma się czym chwalić bo słodycze :() na śniadanie:- jakaś waniliowa kaszka, obiad- ryż z jabłkami, bułka z parówką, kolacja-jabłko i jogurt naturalny z otrębami i to by było na tyle : mam nadzieję,że większość spaliłam bo miałam tańce więc okej :) śpijcie dobrze,a jeśli nie wejdę w najbliższym czasie to Wesołych Świąt! :*
xoxo
M.

sobota, 23 marca 2013

where is the love?

Dziś tak troszkę zahaczę o temat miłości, gdyż ostatnio często o tym myślę. Znam wiele osób,które uważają,że w tym wieku(gimnazjum), ogólnie młodzież, nie można mówić o takiej miłościw  pełnym tego słowa znaczeniu. Dlaczego nie? Moim zdaniem, to właśnie w tym wieku zaczynamy dojrzewać emocjonalnie do podejmowania różnych decyzji, próbujemy i chcemy mieć choć troszkę tej 'miłości',ale nie ze strony rodziny czy przyjaciół. Czasem po prostu nie wystarcza nam to i chcielibyśmy mieć kogoś, dla kogo będziemy przysłowiowym ,,oczkiem w głowie''. Kogoś, kto będzie się o nas troszczył, trzymał za rękę podczas spaceru, kto będzie nas całował na dzień dobry i dobranoc, kogoś kto sprawi,że poczujemy się wyjątkowi i będziemy mogli zaakceptować samego siebie, bo będziemy mieli świadomość,że dla drugiej osoby jesteśmy idealni i nie musimy się zmieniać.Potrzebujemy kogoś,,dzięki komu nasze życie będzie wyglądało niczym to z komedii romantycznych, a my będziemy głównymi bohaterami. Jednak jak to mówi moja ulubiona Gossip Girl: ,,Wiecie, co jest naprawdę kiczowate? Szczęśliwe zakończenia. Poważnie. Takie, jak wtedy kiedy oglądam film, i jakaś odważna, zdeterminowana dziewczyna w końcu uwodzi głównego bohatera. I tak od dwóch godzin wiedziałam, że go zdobędzie. Po prostu mam ochotę wydrapać jej oczy. Prawdziwe życie jest potwornie zakręcone i skomplikowane. Nie ma żadnego zakończenia.'' Tu macie Pink, która towarzyszyła mi w tle przy pisaniu tej części posta :)
<3

 SCHUDŁAM!!!
teraz już nie jestem bardzo grubą krową,ale samo grubą krową :D obecnie ważę 51 kg i jest to waga z 19.03 :) wiem,miałam nie wchodzić na wagę,ale jakoś to było silniejsze ode mnie. Cieszę się, jeden kilogram już za mną jeszcze parę przede mną, teraz wiem,że mogę i dam radę. Kosztem zdrowia, włosów, kontaktu z ludźmi,ale warto kurczę. Dzisiaj bez skrupułów jem sobie co chcę, dużo się nasprzątałam od rana, a po południu na basen więc jakoś się nie wchłonie ;p Wczoraj praktycznie nic słodkiego, mało jedzenia :) Zapowiada się nie najgorzej, niedługo święta omnomnom.

xoxo
M.


wtorek, 19 marca 2013

don't eat!

Tak wiele do roboty,a tak mało czasu... i chęci. Wyobraźcie sobie,że nawet nie poszłam wczoraj na tańce-szczyt szczytów. Zamiast się ruszać to opuszczam treningi, eh. Jednak muszę się Wam pochwalić,że w niedziele biegałam,o. Co tam śnieg i minusowa temperatura.Co tam,że zwiększyłam sobie tempo od razu zamiast robić to stopniowo. Mniejsza, pół godziny było czyli w przeliczeniu jakieś 400-500 kcal spalone. Fajnie, bo akurat pozwalam sobie za bardzo w ostatnim czasie. Masakra, nie wchodzę na wagę bo chyba bym się załamała, postanowiłam,że zobaczę jakoś pod koniec miesiąca. (prawdę mówiąc zobaczyć wagę po świętach-bezcenny widok -.-) W ogóle nie wiem czy to wszystko ma sens. Błędne koło trochę, bo jak nie jem to nie mam energii ani ochoty na nic, po prostu jako tako egzystuję. Z kolei jak już zacznę żreć to szybko po tym muszę ćwiczyć żebym nie miała wyrzutó sumienia. Beznadziejne to trochę bo co z tego? Czepiam się po mału wszystkich możliwych aktywności fizycznych, chyba nawet prezkonam się do roweru. Tak mnie ciągnie do czegoś słodkiego, a z drugiej strony mam zachamowania,że przecież będę stała w miejscu,że nie będę się mogła Wam niczym pochwalić. Właściwie to co, wczoraj pochłonęłam ok.400 kcal tak mi się jakoś wydaje, natomiast dzisiaj to nie wiem nawet. Niby ćwiczę wieczorami ( to jest obowiązkowe i nie położę się spać póki nie zrobię brzuszków,przysiadów itp.), ale nie widzę efektów. Ciągle jestem gruba i tłusta na dodatek tchórzliwa i niezdyscyplinowana w tym,żeby pilnować wagi i skrupulatnie wszystko podliczać. Poza tym to chyba dopada mnie beznadziejny humor, tryb stand-by tak zwany i nic mi się nie podoba + dzisiaj chyba szykuje się kolejny przemiły wieczorek z lekcjami, uwielbiam </3. po co spać? Motywacjo przybądź!!!
no właśnie

xoxo
M.

piątek, 15 marca 2013

+ & -

W przypływie weny i inspiracji postanowiłam,że opiszę dzisiaj tytułowe + i - zimy. Nie wiem jak u WAs, ale to co się dzisiaj działo u mnie jest wręcz niebywałe. Kto by pomyślał, że w połowie marca będzie zamieć śnieżna tak ogromna, że wszędzie będą zaspy i nieprzejezdne drogi. Masakra totalna, ale siedzę już sobie w cieplutkim łóżeczku i od godziny 15 nigdzie się nie ruszyłam, więc piąteczek cudowny. :) Do rzeczy.
Lubię zimę. Może to dziwne i może de facto wyjdzie mi więcej ,,-'' niż ,,+'',ale na prawdę ją lubię. Dlaczego?
+
- panuje cudowna, zimowa atmosfera. Czyż nie jest pięknie na dworze jak widać delikatne i błyszczące płatki śniegu? Od razu widać szczyptę magii w tej szarej codzienności.
-Możemy chodzić w ulubionych bluzach i swetrach dzięki czemu nie musimy pokazywać swoich zwałów tłuszczu ;p
-Nie trzeba się męczyć w wysokich temperaturach-przeciwnie, możemy otulić się cieplusim kocykiem i popijać owocową herbatkę albo kakao. pycha.
-Mamy łyżwy! Świetny sposób na dobrą zabawę,ale także na zgubienie sporej ilości tkanki tłuszczowej
-Klimatyczne wieczory przy ulubionym serialu, filmie czy książce zdecydowanie umilają nam czas
-Happy hour czyli dłuższe spanie, eh aż żal pomyśleć, że to niedługo się skończy :(
-
-Ubranie się zajmuje nam całą wieczność, no tak- szalik, rękawiczki,czapka...
-Łatwo złapać infekcję lub zwykłe przeziębienie, które krzyżuje wiele planów, choć czasem jest zbawienne przed nudnym dniem w szkole ;D
-Powoduje,że nasz organizm potrzebuje więcej tłuszczów więc jemy więcej słodyczy i niestety-TYJEMY ;(
-Ogranicza naszą sprawność fizyczną oraz wiele możliwośći na spalenie nagromadzonego tłustego cielska
-Poranne wstawanie przy minusowych temperaturach jest straszne, a w łóżeczku tak cieplutko i przyjemnie,że aż nie chce się wychodzić na to zimno :(
-Sucha skóra oraz wiecznie skręcone( w moim przypadku) od wilgoci włosy, zaczerwieniony nos- urocze,prawda?
~~~~~~~~~~~~~~~~
Takie drobne refleksje, jak to oceniacie? 
Bilans: nawet nie liczyłam, poddałam się i uleglam ciastu, batonikowi, czekoladzie,paluszkom.. Jestem obrzydliwa,okropna i gruba wiem. Nie mam odwagi stanąć na wadze, bo się chyba załamię, ale dam radę. Muszę, choćby to miałobyć za wszelką cenę, będę chudnąć. Motywacja by się przydała...chcę wygrać w walce z jedzeniem i wierzę,że dam radę, trzymajcie się.
:(
xoxo
M.


wtorek, 12 marca 2013

detest

Nie znoszę, nie cierpię, nienawidzę, brzydzę się swojego ciała. Serio, ostatnio doszłam do takich wniosków i jednak nie potrafię polubić/zaakceptować siebie z tą figurą. Nie lubię w sobie większości, właściwie charakter też bym zmieniła. Wszystko dookoła mnie irytuje i drażni, wrr. Ponadto nie mam siły na NIC kompletnie. Już oczywiście usłyszałam,że to przez odżywianie, wiem wiem wiem. Cierpią na tym moje włosy,paznokcie ( nie chcą już tak szybko rosnąć i się karbują :( ) a teraz także i sprawność fizyczna. Najchętniej spałabym przez cały dzień, bo zauważyłam ,że czy śpię 6 czy 9 godzin to nie ma żadnej różnicy, gdyż marzę tylko o moim łóżku i kawie, super na prawdę. Jeszcze gdyby był czas na takie leniuchowanie i opieprzanie się cały czas, szkoda bardzo..Najbardziej 'nienawidzę' się w momentach gdy czuję,że jem dużo,że niemalże pochłaniam cokolwiek,a nie mogę się powstrzymać bo przecież : ,,i tak to spalę''. To nie jest żaden argument, ale nie potrafię się kontrolować. Potem nie wiem co robić, od jedzenia motywuje mnie to, że po prostu mi wstyd tu przed Wami. Jeśli jem, czym mam się chwalić? W czwartek planowałam się zważyć dlatego teraz ostro muszę jakoś przestrzegać tych posiłków. Wolę czuć ból brzucha niż nienawiść do samej siebie i jedzenia. Może to jest głupie i wiele osób tego nie pochwala,ale nic mi nie będzie, nie na tyle,żeby się martwić. Jak sobie pomyślę,że niedługo wakacje i trzeba będzie się pokazać w stroju kąpielowym to aż mną telepie. Fajnie, może pomińmy tą porę roku, proszę?

Bilans: dzisiaj póki co tylko mała salaterka galaretki,ale ciężko mi stwierdzić ile kcal, w każdym bądź razie na pewno mniej jak 100, możę coś w przedziale 50-70, czyli dobrze :) po południu może jeszcze miseczka płatków i to by było na tyle jeśli chodzi o wtorek.
Taka podpowiedź. Tutaj : http://produkty.ilewazy.pl/ macie wyliczone wszystkie praktycznie produkty,owoce,słodycze. Niezwykle przydatne podczas liczenia,odchudzania czy po prostu ograniczania posiłków, polecam :)
Chcę weekend!
xoxo
M.

sobota, 9 marca 2013

lazy S.

Tak,wybaczcie trochę sobie zaniedbałam wpisy tutaj,ale to raczej głównie przez a to brak czasu a to zmęczenie. Tak,co do tego drugiego to zauważyłam,że jest to u mnie baaardzo częste zjawisko i właściwie mogłabym spać całymi dniami. W ogóle to mi zimno, już chciałam jakoś zmienić moją garderobę, ale nie, trzeba widać dokupić nowych swetrów itp. no nic, dobra, jakoś się ogarnę bo nie zawsze mogę sobie pozwolić na przespanie całego dnia.:(. Wczorajszy Dzień Kobiet zdecydowanie należał do najlepszych (dotychczas) jakie miałam i prawie w ogóle nie przeszkadzał mi fakt,że jestem singlem.Tak- widok chłopaków z kwiatkami w szkole, te uśmiechnięte dziewczyny, prezenty, nawet zwykłe ''wszystkiego najlepszego'' wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Miło, na prawdę miło :)

Ap ropo mojego niejedzenia to tak jak byłam z siebie meeeega dumna w poniedziałek bodajże, w sumie to nie pamiętam, to zjadłam jakoś ok. 150-200 kcal. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to był pozytywny szok. No cóż- marchewka  tylko 12 kcal, trzeba korzystać :D Jem trochę za dużo słodyczy jakiś pojedynczych, to fakt niestety, ale ćwiczę. Codziennie sumiennie + tańce, a teraz raz w tyg. basen--> jutro idę ;). Znalazłam jakieś fajne przysiady, coś tam wymachy nóg, może w następnej notce wstawię filmiki jeśli chcecie, gdyż mi pomagają (tak mi się wydaje), nie są skomplikowane i nie wymagają dużej ilości czasu. Tak, ćwiczenia przede wszystkim, teraz już mam tak,że po każdym większym posiłku, czy czymś ,,słodkim'' robię np. 30 brzuszków i jakieś tam coś tam jeszcze, piję dużo wody (staram się tak ok. 1,5 l dziennie). Fakt, jest to kosztem trochę mojego zdrowia, moich wypadających włosów, na które biorę skrzyp, ale czuje się troszkę lżejsza, poza tym osoba, której nie widziałam 3 tyg, a która jest zawsze ze mną szczera powiedziała mi,że schudłam więc mam motywację. 14 marca zamierzam się zważyć, więc muszę się pilnować przez ten tydzień i to tak ostro niestety bo już sobie trochę za bardzo pozwalam. Na wieczór jeśli mi się uda to po X-Factorze planuję obejrzeć ,,Umrzeć dla tańca''-jeden z moich ulubionych filmów, polecam. ;)
Leniwego weekendu wszystkim :*

xoxo
M.

wtorek, 5 marca 2013

misadventures

Nie mam siły. Nie mam siły wstawać, uczyć się, powstrzymywać przed jedzeniem. Czekać na coś, co może nigdy się nie wydarzy. Oczekiwać cudów, niespodzianek. Martwię się, że zatrzymam się w punkcie i będę umiała tylko stwierdzić, że 'nie wiem', że nie potrafię, choć tak na prawdę jakbym miała odrobinę więcej zawziętości to mogłabym osiągnąć wszystko. Każdy z nas może..
coś w ten sposób.
Bilans mojego niejedzenia?
Wczoraj : ok. 400 kcal
Dzisiaj: póki co jakieś 150 może 200, nie wiem.
Zaczynam również od dzisiaj pić dużo wody, bo podobno zapełnia ona żołądek i sprawia,że nie czuje się głodu czy coś w ten sposób. Poza tym nie ma kalorii :> i zacznę żuć więcej gum to jakoś w połączeniu z piciem się to ułoży i będę w końcu chudnąć, bo już mnie coś trafia jak widzę swój obwisły tłuszcz i grube nogi.
Ciężki tydzień, niedobrze.

xoxo
M.

niedziela, 3 marca 2013

come on

No Moi Drodzy niedziela się zaczęła, ale pewnie zanim się obejrzymy to minie i jutro do szkoły. Awesome.
Kucze, wczoraj byłam na 'domówce' i powiem Wam,że tego mi było trzeba. No może jedynie zjadłam za dużo jakiś pierdół, ale porozmawiałam z dziewczyną, która miała zaburzenia odżywiania i w sumie no nie tyle,że jej zazdrościłam. Po prostu uświadomiłam sobie,że przecież ja tez mogę schudnąć prawda? nie muszę się użalać jaka to jestem gruba-po prostu zacząć działać! Jak postanowić,że nie jem (albo jem mniej) to tak zrobić,a nie takie opuszczanie się we wszystkim i tracenie kontroli- czego nienawidzę. Okej więc bilans na dziś to jabłko na śniadanie (40kcal) i parę chipsów,ale okej staram się o tym nie pamiętać cii. Uda mi się i schudnę kurde tyle ile będę chciała! mam takiego kopa, że sama nie wiem skąd ani dlaczego,ale aż mi tak lepiej się zrobiło. Ponadto dzisiaj basen, w końcu. Żegnam Was, udanej niedzieli :* :)

xoxo
M.

piątek, 1 marca 2013

friday

Na początku to wielkie i ogromne dzięki tym ,którzy trzymali za mnie kciuki we wtorek bo jestę laureatę kurczę ! cieszę się, bynajmniej problem z nauką jakoś mniej więcej odpadł więc jest okej.
Ap ropo mojego niejedzenia to wygląda to mniej więcej tak,że codziennie skrupulatnie staram się zmniejszyć ilość kalorii i chyba w miarę mi to wychodzi. Wiem,że jabłka mają 40 kcal więc zamierzam je jeść tonami i będzie super. W ogóle czujecie tą wiosnę, ten weekend? Fajnie nie? Wreszcie można będzie się wyspać ( bo ostatnio jestem strasznie śpiąca i zmęczona), albo jak w pierwszym wypadku zacząć uprawiać sport (i przy tym chudnąć oczywiście). Postanowiłam się ważyć jakoś mniej więcej w środku i na końcu miesiąca, a na dzień 1 marca ważę 52 kg. Dojdę do tych nieszczęsnych 50, jeszcze nie wiem kiedy,ale dojdę no. Będę się bardziej kontrolować-proste. Dziś jestem po jednym jabłku i gotowanych na wodzie pierogach było ich 14. tak, 14. masakrycznie dużo, wiem, ale jakoś się pocieszam,że to moje jedyne posiłki dzisiaj, więc najwyżej wieczorkiem tylko jakaś herbatka. Jak chudnąć to chudnąć , a co! a jutro może basen :) Udanego popołudnia! :)

xoxo
M.

niedziela, 24 lutego 2013

hasitation

Zaraz zrobię sobie porządek na telefonie, komputerze, na blogu (jako taki) jest, jeszcze tylko w życiu by się przydało. Ostatnio,a mianowicie wczoraj dopadły mnie takie przemyślenia i wahania i właściwie nie wiem. Nie wiem, czego chcę, czego oczekuję, jakim człowiekiem chcę być- zastanawiam się.
1. Nie wiem czy jeść czy nie.Założeniem tego bloga było to, abym mogła podzielić się z Wami moimi sukcesami w niejedzeniu w celu osiągnięcia jakiejś wymarzonej figury. Tu jednak na przeszkodzie stoją moi bliscy, którzy nie pozwolają mi odchudzać się w ten sposób. Nie wiem. Chcę mieć te cholerne 50 kg dla własnej satysfakcji,że mogę, że potrafię. Wiem,że przy odrobinie chęci i motywacji to mogłabym ważyć nawet 40 pare kilo. Tylko pytanie teraz co z ludźmi, którzy chcą dla mnie czegoś innego. Zastanawiam się nad tym cały czas,ale im więcej nad tym myślę, tym mam więcej wątpliwości.
2. Co z ludźmi, którzy kiedyś byli dla nas bardzo ważni? Którzy zajmowali jakieś szczególne miejsce w naszym sercu, znali nas bardzo dobrze, wiedzieli czego potrzebujemy? Dla któych gotowi byliśmy się zmienić, albo walczyć o ich uznanie,przyjaźń,miłość? Co, jeśli zawodzą,jeśli teraz ich już nie ma? Pozwolić im odejść czy starać się wszystko naprawić i doprowadzić do poprzedniego stanu? Nie wiem.
3. Co dalej po gimnazjum? Niby od zawsze wiedziałam co chcę robić,ale czy to na pewno wypali? Czy rzeczywistość i możliwości są wystarczające? Może trzeba wziąć pod uwagę też inne alternatywy i rozwiązania? 15-16 lat a już trzeba podejmować wybory, od których może zależeć twoje życie. To straszne.
Tak poza tym to mam mega ważną olimpiadę we wtorek więc trzymać kciuki, obym przeszła cholera no.

http://interviews-with-you.blogspot.com/ o tu jest ze mną wywiad więc jak chcecie to zapraszam do poczytania :)
mam nadzieję,że bardzo Was nie zanudziłam, miłej i chudej niedzieli :)
xoxo
M.

piątek, 22 lutego 2013

so sweet

Muszę się Wam przyznać,że się ostatnio trochę zapuściłam jeśli chodzi o dietę. Okej,nie mam żadnych wymówek. Nocowania, Mac i tak jakoś samo wyszło,że w sumie się boje zważyć. Co prawda teraz robię tak,że po każdym posiłku robię około 30 brzuszków i wieczorami przed snem więc czasem na koniec dnia walnę sobie około 50-70 i jestem zadowolona. Nie wiem czy to pomaga- może trochę się łudzę, ale no zobaczymy. Teraz na szczęście/nieszczęście idzie wiosna i zamierzam znowu zapisać się na basen :) Może zaprzyjaźnię się z rowerem i uśmiechnę do rolek? Muszę się w końcu zacząć ruszać no. I w ogóle to mam wyrzuty sumienia jak czuję,że zjadłam za dużo. Obiecałam moim bliskim,że będę normalnie jadła i wszystko będzie w porządku i staram się serio,ale jakoś czasem po prostu wybieram to, co według mnie wydaje sie być lepsze, a w tym przypadku jest to właśnie odstawienie żarcia. Zacznę kurde jeść same warzywa i owoce i się skończy. Chodź w przypadku tych drugich czytałam,że mają w sobie cukry i no.. Chore to jest i głupie, ale jakoś w końcu się wszystko ułoży i wszyscy będą zadowoleni.

xoxo
M.

wtorek, 19 lutego 2013

changes

Nie wiem co się stało,ale chyba poczułam jakiś przełom w swoim życiu. Po rozmowach z ludźmi, których kocham i bez których nie wyobrażam sobie życia doszłam do wniosku,że muszę coś pozmieniać. Czasem zmiany są potrzebne. Począwszy od jakiś drobnych, niezauważalnych dla innych szczegółów kończąc na ogólnym wizerunku i stylu bycia. Moje zmiany nie będą w jakiejś konkretnej kolejności, ot co mi przyjdzie do głowy. Póki co zamierzam obciąć grzywkę co pewnie będzie szokiem jakimś mniejszym czy większym,ale jak szaleć to szaleć :D. Zamknęłam też pewne rozdziały w moim życiu, które jak to na nieznośną przeszłość przystało, zaczęły mi o sobie przypominać. Koniec z tym, trzeba patrzeć perspektywicznie i mieć przy sobie ludzi, którym na tobie zależy i na których zawsze możesz polegać. To dla nich będę się starała zmienić mój tok myślenia jeśli chodzi o odżywianie. Nie powiem, dalej nie mogę się przemóc do zjedzenia normalnych posiłków, ale wiem,że nikt nie chce dla mnie źle. Mam tylko nadzieję,że dojdę do wymarzonej wagi i będę szczęśliwa z tego, jak wyglądam, a wtedy wszyscy będą się cieszyć razem ze mną. Nie potrafię zaakceptować siebie z taką wagą po prostu. Tyle w tym temacie. Idę spalić słodycze, których się nażarłam na nocowaniu.

xoxo
M.

niedziela, 17 lutego 2013

stop

Zaczyna się robić coraz gorzej i bynajmniej nie mówię tu o moim organizmie. Nie. Wręcz cieszę się,że jem coraz mniej i właściwie jestem w stanie wytrzymać cały dzień np.tylko na jednej kanapce i gumie do żucia, ale nie odpowiada to moim rodzicom. Zaczynają mnie pilnować i kontrolować niemalże przy każdym posiłku. Męczy mnie to, a jak widzę furę jedzenia to aż mi się coś robi. Nie mogę,po prostu nie mogę- ciągle sobie to powtarzam.Chcę być idealna, w jakiś tam sposób w moim mniemaniu idealna. Moja przyjaciółka powiedziała mi na to tak :,, zależy jak rozumieć idealni, bo w tym przypadku, bycie idealnym prowadzi do zagłady, bo nigdy nie będzie dostatecznie dobrze, ciągle będziemy chcieli więcej, aż popada się w obłęd z którego nawet aniołowie nie poratują..'' Mądre prawda? Trudno się z tym nie zgodzić. Wiem,że ma rację, ale to wcale nie jest takie proste. Kalorie mnie dręczą i prześladują i tak na prawdę są wszędzie. Mam nadzieję,że wszystko się jakoś ułoży i nie będę miała jakiś głupich badań, pobierania krwi i innych głupot.

xoxo
M.

piątek, 15 lutego 2013

sweet nothing

Witam Was bardzo serdecznie :) Już powalentynkowo co prawda,ale mam nadzieję,że w miare okej wam upłynęły. W moim przypadku był to po prostu zwykły czwartek. Apropo mojej diety. Wczoraj czyli 14.02 ważyłam 51,7 :D chudnę! tak jest. Co prawda niewiele jem i trochę kombinuję,ale daę radę. Ćwiczę i mam satysfakcję,że chyba jest lepiej. Wy też dajecie radę? Czasem objawia się to u mnie jako obsesja,ale jest mi z tym dobrze :) Dąże do idealnej dla mnie wagi i póki co to 50 kg. Trzymajcie kciuki!

xoxo
M.

czwartek, 14 lutego 2013

no one needs to be alone

Jest kiepsko. Przeziebienie mnie wzięło, osłabiona jestem strasznie. Nie to,że nie mam apetytu,bo mam pysznego,czekoladowego batoniku na biórku i moja siła woli jest wystawiona na próbę. Póki co,muszę się pochwalić,wszystko wygląda na to,że nie zostanie on przeze mnie zjedzony.
Jestem nerwowa ostatni i coraz częściej kłócę sie z osobami, na których mi zależy. Czasem nawet do końca nie wiem za co jestem zła czy o co się gniewam. Wybucham. Jestem trochę niestabilna, a czasem po prostu czuję się samotna. Jakbym nie miała nikogo, kto potrafiłby mnie zrozumieć. Może pomyślicie,że to śmieszne bo co 15 latka może wiedzieć o życiu. Uwierzcie-coś tam może. Czasem nadchodzą takie dni gdy momentalnie we wszystko wątpisz i tracisz jakąkolwiek pewność. Boję się zostać sama z rzeczywistością. Boję się momentu,w którym uświadomię sobie,że straciłam kontrolę nad własnych życiem i nie potrafię ogarnąć spraw,które mnie otaczają. Na dodatek jestem głupia i nie potrafię jakoś zmienić wystroju tego blogu ani nic, ponadto usunęłam komentarze. Przez przypadek oczywiście,ale no jak można być takim pustakiem?! Jak macie swoje blogi czy tumblr'e to podawajcie w linkach, chętnie poczytam :) co do tych drugich, to nie posiadam czegoś takiego,ale osobiście bardzo lubię oglądać więc do dzieła.

http://www.youtube.com/watch?v=8BRdY0NR08g
oglądałyście Now is good? Gorąco polecam,jeśli lubicie dramaty,ja ryczałam. :(

xoxo
M.

wtorek, 12 lutego 2013

1st

Po pierwsze to chciałam Wam bardzo podziękować za wszelkie komentarze,linki i odwiedziny :) To dla mnie dużo znaczy tym bardziej,że pierwszy raz mam do czynienia z czymś takim. buziaki :*
Wiecie, nie ma nic cudowniejszego od nocowania z przyjaciółką i oglądania komedii, no chyba,że wpieprzacie wszystko co się da. Wtedy są wyrzuty sumienia i wewnętrzna walka z samą sobą czy aby nie przegięłam, pewnie przytyłam, jestem jeszcze grubsza. Męczy mnie to. Myślę tylko o tym ile kalorii pochłaniam, jak wyglądam i najważniejsze- czy w ogóle chudnę? Dziś oprócz jednego tosta na śniadanie i musli na resztę dnia nie przewiduję żadnych dodatkowych posiłków. Trudno, najwyżej będę kombinować co zrobić z obiadem i jak ukryć kolację. Czasem cel uświęca środki,prawda? Na dodatek mam coraz gorszą odporność żeby było śmieszniej, także ferie zaczynają robić się coraz ciekawsze. =.= Przeskakując z tematu, ma któraś może jakieś dodatki na blogu? jak widać mój jest prosty,a chciałam może coś takiego fajnego dodać,wiecie. Jak coś to czy mogę poprosić o pomoc? Byłabym wdzięczna :) Udanego dnia.

xoxo
M.

poniedziałek, 11 lutego 2013

the beggining

Cześć. To mój pierwszy blog,więc może iść mi na początku trochę średnio,ale mam nadzieję,że się rozkręcę z biegiem czasu :). Od czego zacząć... Pewnie nie wszyscy wiedzą co znaczy słowo Maigre,prawda? Znaczy to chuda po francusku.Moja kreatywność w wymyślaniu nie zna granic,taak. Mam 15, okej rocznikowo 16 lat. Więcej informacji Wam nie podam. Dlaczego? Nie chcę,aby moi znajomi natknęli się na niego i powiązali ze mną. Chcę to zrobić trochę prywatnie,dla tych, co mają takie same problemy jak ja. Oczywiście mogę udzielać odpowiedzi na privie czy coś w tym rodzaju. :)
Teraz konkrety. Mam 160 cm wzrostu (aktualne dane) i ważę 53kg. Dla jednych to będzie optymalne, inni stwierdzą,że jestem za gruba (np.ja) jeszcze inni pomyślą,że wymyślam. CHCĘ SCHUDNĄĆ! nie wiem do ilu kilogramów, aż stwierdzę,że jest okej.Nie będę Wam tu pisać jakiegoś dekalogu anorektyczek czy coś w tym stylu. Po prostu chcę być chuda, jak większość z Was pewnie. Może przez taki blog będzie mi i Wam łatwiej czego sobie życzę. Tyle wstępu. :)

xoxo
M.