YayBlogger.com
BLOGGER TEMPLATES

niedziela, 29 września 2013

never say never

Cześć chudzinki :) Myślałam,że napiszę coś w tamtym tygodniu, ale niestety nie udało mi się to- wybaczcie. Coraz więcej mam obowiązków związanych ze szkołą właściwie,że no ciężko mi znaleźć chwilę dla siebie. Czekam na weekendy jak na zbawienie bo mniej więcej jako tako mogę sobie wtedy odpocząć tak mi się przynajmniej wydaje... No w każdym bądź razie wprowadziłam sobie coś takiego,że ważę się we wtorek rano i sobotę rano czyli dwa razy w tygodniu. Po prostu miałam dość wyczekiwania na sobotę kiedy się zważę- może to troche chore,ale lubię mieć kontrolę nad ( w miarę możliwości) każdą dziedziną mojego życia. Świadomość,że nad czymś panuje i jestem w stanie coś zmienić na lepsze mnie ''uszczęśliwia''. Wczoraj ważyłam równiusieńkie 46 kg, bez żadnych odsetek, a to znaczy,że chudnę dalej :) Może nie jest to jakieś spektakularne,że o w tydzień tracę 3 kilo, ale nie potrzebne mi to. Cieszą mnie nawet małe dekagramy, zwżywszy na to, że praktycznie to nie mogę chudnąć bo wyniki&tańce. Dlaczego never say never? Bo stojąc wczoraj przed lustrem i patrząc na moje nogi ( tak, dalej uważam,że mogłyby być chudsze i do tego dąże), które kiedyś były większe i brzuch, który odstawał (teraz też nie jest płaski) pomyślałam: Udało mi się. Pamietam jedną z wizyt u pani psycholog <ważyłam wtedy 49-50kg> zapytała mnie, do jakiej wagi chciałabym zejść, odpowiedziałam: no póki co 45. W myślach brzmiało to absurdalnie- jak TY masz dojść do takiej wagi, no jak?! Przecież to 4-5 kilo! A teraz? Teraz brakuje mi już tak malutko, tak niewiele. Dalej się nie poddaje. Wiem,że muszę jeść- i jem właściwie 5 razy dziennie :D Nie głodzę się, bo nie wyrobiłabym, serio. Gdyby ktoś na początku mojego odchudzania powiedział mi,że jak będę jadła to tez będę chudnąć to bym wyśmiała i stwierdziła,że jest debilem i ja wiem wszystko lepiej. Po prostu trzeba uważać na to, co się je- tyle. Ja już nawet w domu wprowadziłam pewne zasady i posiłki gotowane są głównie pode mnie :D Może dalej nie akceptuje siebie, dalej uważam,że jestem gruba i mogę schudnąć to słuchając ludzi, którzy mówią: schudłaś, jesteś szczuplutka to jest to na pewno motywujące. Życzę Wam tyle motywacji i siły abyście mogły osiągnąć to co chcecie, w każdej płaszczyźnie waszego życia.:)
Tumblr :)

xoxo
M.

niedziela, 15 września 2013

weak

Cześć. Kolejna niedziela września za mną, a w sumie zaczyna robić się coraz gorzej. W piątek 13 kupiłam sobie żelazo- szczęśliwa wyszłam z apteki bo 1.było tanie, 2. bez recepty i już sobie pomyślałam: Aha! Wykiwam wyniki, wszystko będzie super. A wiecie co było dalej? Nie wiem jakim cudem,ale paragon wypadł mi w przedpokoju i znalazła go mega wkurzona mama. Co to ma być, czemu jej nie powiedziałam no i reszty same możecie się domyśleć. Jak można być takim nieudacznikiem, no jak?! Zapowiedziała,że od października nie będę chodziła na jazz, ale nie dam się, jakoś spróbuję odzyskać jej zaufanie czy coś, może do końca miesiąca jej przejdzie... Dziś rano też ważyłam 46kg, czyli no utrzymuję. 2gim celem było zejście do 45 i wiem,że ''to tylko 1 kilogram'',ale nie jest to takie łatwe. Na prawdę nie mam siły, energii, siedzę max do 1 w nocy bo dłużej po prostu nie daję rady. Cały dzień energetyki+kawy żeby w ogóle jakoś funkcjonować. W tym tygodniu bynajmniej nie wymiotowałam, no może raz, ale generalnie no wiem,że nie mogę. Jeść jem, nie robię tak jak kiedyś, że jabłko+ Sudafed, z uwagi na to,że chyba bym przytyła( przez całe 5 dni taki jadłospis,a w weekendy normalnie przy rodzicach?-trochę bez sensu), poza tym mdlałabym codziennie, a nie dam się wpędzić do jakiegoś wariatkowa. Poza tym takie drobne rozczarowanie osobą, z którą wiązałam jakieś tam małe nadzieje, chyba,że jestem już na tyle 'zdesperowana i samotna',że po prostu potrzebuję KOGOŚ, nie wiem. Ludzie zawodzą i rozczarowują, a stawiają nam wymagania i liczą na to,że je spełnimy, a my? Chcąc pokazać się z jak najlepszej strony po prostu dajemy z siebie wszystko, pytanie tylko: Czy warto?
najukochańszy tumblr, zapraszam.
xoxo
M.

sobota, 7 września 2013

what now

Witajcie po raz kolejny po dłuższej przerwie. Nie potrafię jakoś zrobić się bardziej systematyczna, okej obiecuję poprawię się pod tym względem, muszę. Liceum chyba mnie przerasta tzn. dopiero zaczynam, w końcu minął jeden tydzień (tylko), a ja już czuję narzuconą presję i ten zapierdziel, który mnie czeka.Trzeba się spiąć i pokazać wszystkim,że oczywiście dam radę i wszystko pięknie ze sobą pogodzę. Dodatkowo zaczęłam drugie tańce- jazz i jest to coś wspaniałego! 4h tańca w tygodniu idealnie jak dla mnie. Dojdzie mi jeszcze angielski jakieś 2x1,5h w tygodniu no czy jakoś tak więc na nudę nie mogę narzekać. Oczywiście jak się domyślacie potrzebuję na to wszystko siły i energii, które no siłą rzeczy musza się brać z jedzenia, a z tym ciężko.. Okej no zaczęłam jeść chleb ( co drugi dzień, 2 kromeczki, jedna ma 69 kcal i 0,8 g tłuszczu) no i jakoś wgl chyba więcej jem, nie wiem. Słodycze odstawiłam, ostatni raz czekoladę jadłam chyba w wakacje, ale nie brakuje mi tego. Nienawidzę mieć wyrzutów sumienia i latać do kibla rzygać. Po co mam to robić jak mogę się wstrzymać. Ale czuję czasem napad i wtedy muszę się kontrolować. Mama jest strasznie zła jak wyglądam (dla mnie dalej jestem za gruba), pod koniec września znowu badania, a jak będą złe to cóż-koniec tańców, może szpital, ale nie dam się. Zaoszczędziłam trochę kasy i kupię sobie jakieś żelazo w tabletkach czy coś i będę brać, trudno. Nie będę tyć co to, to nie. Waga z dzisiaj rano- 46 kg--> coś mi się jednak udaje.

xoxo
M.