YayBlogger.com
BLOGGER TEMPLATES

piątek, 24 maja 2013

sky fall

Znowu tydzień od ostatniego wpisu. Czuję,że tu tak na prawdę mogę wyrzucić z siebie wszystko co mnie męczy, trapi i boli. Ludzie zawodzą. Dają nam nadzieje, wsparcie, my obdarzamy ich zaufaniem i dopuszczamy do pewnych zakamarków w naszym sercu,a oni co? Odchodzą, często bez wyjaśnienia, często potem z wyrzutami nie rozumiejąc tego jak bardzo byli dla nas ważni. Zdarza się też,że mimo,że mamy ich obok, na wyciągnięcie ręki wydają się być niedostępni, jakby poza zasięgiem. Jestem głupia. Powinnam uczyć się na błędach, wyciągać wnioski z moich zachowań żeby już nigdy więcej nie zrobić błędów. A ja? Naiwna 16, która wierzy,że może wszystko,że się zmieniła dalej nie potrafi się kontrolować. Wydarzenia z ostatniego tygodnia załamały mnie totalnie, powiem szczerze,że byłam na skraju wyczerpania psychicznego. Wszystko było moją winą- to ja zepsułam imprezę przez głupotę, to ja jestem obiektem żartów, zażenowania, współczucia. Chciałam umrzeć, tak po prostu zniknąć, oderwać się od tego codziennego syfu, od sztucznego uśmiechu, który już coraz rzadziej pojawia się na mojej twarzy. Widzę,że jest ze mną coraz gorzej, robię się starym wrakiem człowieka, który zmęczony każdego dnia po prostu próbuje przeżyć bez większego zaangażowania w swoje życie. Monotonia i taki niepokojący zewnętrzny spokój są straszne. Czasem nie rozumiem gdzie jest źródło tego wszystkiego. Czy to kwestia moich zachowań, a może raczej mojego egoizmu i zainteresowania wyłącznie dietą i chudnięciem? Może i tak. Jestem jedynie pewna,że nie mam czasem już psychicznie siły na to wszystko. Zbytnia wrażliwość oraz ciągłe nerwy nie pomagają mi w byciu silną, pewną siebie, nie przejmującą się życiem nastolatką. Szkoda, czuję,że gdzieś w między czasie zatraciłam kawałek swojej osobowości, że tracę jeden z najpiękniejszych okresów w życiu. Może to ta współczesność i bezwzględność ludzka sprawiają,że młody człowiek nie radzi sobie z nadmiarem emocji i zdarzeń? Czasem musi być po prostu silniejszy od kogoś kto jest w jeszcze gorszym położeniu, a wtedy nakłada na siebie jeszcze cudze zmartwienia i kłopoty jakby miał za mało swoich. Znojome uczucie, prawda?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W każdym bądź razie ważyłam się w sobotę na imprezie i najpierw waga wskazywała bodajże 52 ;o. Byłam przerażona dosyć,ale z rozwinięciem zabawy jak zaczęłam wymiotować i zważyłam się jakoś w nocy dla własnego jakiegoś powiedzmy przekonania, to już było 49 tam ileś odsetek. Niby dziwne żeby stracić tylko kilo przez parę godzin,ale uwierzyłam. Wszystko super, przez ten tydzień się głodziłam. Serio, potrafiłam zjeść ok. 100 max 200 kcal. Duma niesamowita i niesamowicie wiele kłopotów. Znowu ingerencja mojej wychowawczyni i zaangażowanie mojej mamy w to było ogromnym błędem i mam teraz zapewnioną kontolrę 24/7, awesome. -.- Ale to nic dam radę. Dam radę, choćbym miała jeszcze bardziej wszystko ukrywać, więcej ćwiczyć, cokolwiek. Wiem,że mogę bo życie to walka jedna po drugiej i tak na prawdę zawsze będziemy o coś zabiegać. A jak się przkonałam dziś rano, moja dzisiejsza walka póki co osiągnęła, albo właściwie podtrzymała wagę 49.
Dobrej nocy i udanego weekendu :*
xoxo
M.

piątek, 17 maja 2013

chill

Dzisiaj nieco optymistycznie, tzn nie będę jakoś bardzo smęcić, no bynajmniej się postaram :) Witajcie! Eh, jakbym chciała częściej tu wpadać.. no nic. Powiem Wam,że zaplanowałam sobie w tamtą niedzielę,że do środy nie tknę słodyczy. Rozwiesiłam motywujące karteczki po całym pokoju i dzień za dniem stosowałam się do zaleceń. Środa minęła, a ja byłam z siebie dumna bo mi się udało! Ponadto jadłam niedużo( bilansów nie podam bo nie pamiętam) ale było to max. 300 kcal, jakoś tak- super + ćwiczenia ( zaczęłam robić 10-minutowy trening nóg z Mel B, do tego próbuję jeszcze brzucha,ale nie jest to niestety takie proste :<) no także wydaje mi się,że okej :D Poza tym chodzę na tańce, biegam ( wczoraj myślałam,że wypluję płuca i wypocę cały tłuszcz niemalże:D) no i ćwiczę, ćwiczę i jeszcze raz ćwiczę :D. Nie jem śniadań zazwyczaj, a jeśli tak to jedna Wasa (25 kcal) choć to i tak sporadycznie, a tak to codziennie Sudafed + kawusia <3. Efekty chyba trochę widać, bo moja wychowawczyni stwierdziła,że chudnę oraz ,że jestem blada no coś takiego :> Wczoraj po południu zjadłam sobie na obiad szpinak + ryż, dzisiaj zresztą też, także no pysznie, zdrowo i mało kalorycznie :D Kolacje też sobie odpuszczam i wszystko kontroluję i liczę. Najważniejsze jest chyba pokonanie głodu, tzn. jest to najtrudniejsze w pewien sposób, bo jednak wiadomo, że organizm potrzebuje jakiś składników i energii, ale jak się człowiek zaprze to jednak potrafi osiągnąć swój cel. :) Trzeba po prostu bardzo chcieć i wierzyć,że to co robimy ma sens i może się udać. Może to i głupie dla niektórych,że 2 głupie cyferki na jakimś elektrycznym pudełku decydują o dalszym stylu żywienia czy o humorze jaki nam dopisuje,ale da mnie jest to bardzo ważne i jeśli mam być szczęśliwa to będę do tego dążyć.Zrobiłam sobie pare dni ''wolnego'' od słodyczy bo jutro mam 2 imprezy i chill pełen także zapowiada się zarąbiście, ale wiadomo nie można przesadzać. Dzisiaj jeszcze pobiegam wieczorkiem i będzie super :) Znalazłam taką stronę: vitalo.pl na której są różne przepisy (niskokaloryczne) różnych dobrych rzeczy; sałatek, ciasteczek itp. także jak chcecie to w wolnej chwili możecie sobie popatrzeć i coś potworzyć. Ja już trochę próbowałam i dwie sałatki wyszły cudowne :)
oczywiście stale uzupełniam tumblra więc zapraszam
trzymajcie się chudo i udanego weekendu :*
xoxo
M.

piątek, 10 maja 2013

it's been much worse

Kolejna przerwa w pisaniu, ale już powróciłam ;) Jak Wam idzie? Doszłam do paru wniosków jeśli chodzi o mnie. Po 1-sze : U mnie jest albo beznadziejne albo w miarę. Tak, nie mówię,że u mnie dobrze, super, fajnie, zajebiście- nie. Na pewno w dużej mierze zależy to od mojego nastawienia do ludzi i otaczającej mnie rzeczywistości, prawda, ale no tak jest. Pewnie nie doceniam czasami jak jest i troszkę marudzę, ale nie potrafię dostrzec pozytywów jakoś. Wkurzają mnie wszyscy, chcę już koniec tej gimbazy bo czasem na prawdę nie mam siły tam iść. O, przepraszam znalazłam ostatnio pozytyw  w moim zachowaniu, na którym mi zależało, a mianowicie: przestałam przejmować się opinią ludzi. Dosłownie leję na to, czy im coś nie pasuje w moim wyglądzie albo zachowaniu. Wiadomo, jeśli są to słowa moich bliskich lub osób, których zdanie jest dla mnie w jakimś stopniu ważne to staram się coś zmienić i zaakceptować, ale jeżeli ktoś ocenia mnie na podstawie tego co widzi to na prawdę mnie to przestało ruszać. Zrobiłam się obojętna na jakieś spojrzenia czy obgadywanie bo nad zwyczajniej w świecie wiem, jacy potrafią być ludzie. I tak jestem podobno straszną neurotyczką ( miałam jakiś test na osobowość i psycholog mi tak powiedziała) i bardzo silnie wszystko przeżywam ( co jest prawdą) więc po co dodawać sobie zmartwień i problemów skoro mogę pominąć takie zachowanie, prawda, no. Nawiązując do mojej emocjonalnej strony, to zastanawiam się czy nie poprosić mamy o jakieś uspokajające środki/ tabletki żebym się tak bardzo nie denerwowała, bo znowu chyba wracam do cięcia.. Nie chcę tego bardzo, ale czasem wszystko bierze górę i nie potrafię się opanować. Papierosy też zaczynają pojawiać się między wierszami, a tego też nie chcę jakoś bardzo rozwijać. Wiem, że w mamie mam oparcie i nie jestem sama, poza tym ona widzi, że czasem sobie nad zwyczajniej w świecie nie radzę. I chociaż zgania wszystko na moje odżywianie to chce dla mnie jak najlepiej i pomoże mi w jakiej sytuacji bym się nie znalazła. Muszę bardziej to doceniać..
W ostatniej notce bodajże pisałam,że zaczynam się ostro brać za siebie i brać Sudafed, ogólnie no odsyłam jak chcecie zerknąć. Dlatego piękny bilansik środowy wygląda następująco:
śniadanie: parę plasterków jabłka, szkoła: wzięłam sobie termos kawy i popiłam nim 2 tabletki Sudafedu
obiad: warzywa z patelni kolacja: nic. Także no świetnie jestem przemega dumna z siebie, ale udało się to też dlatego,że cały dzień chodziłam zestresowana i płakałam chyba z 2 czy 3 razy więc możliwe,że ściśnięty żołądek też jakoś wpłynął. Ponadto tańce więc spaliłam coś tam jeszcze :)
czwartek: śniadanie: mała miseczka mleka z płatkami (ok. 100-200 kcal) obiad: byłam w Macu gdzie zjadłam ok. (800-900 kcal :( ) + w domu 3 pierogi z kapustą (ok. 200 kcal) kolacja: nic. Jak widzicie przez ten cholerny Mac dużo za dużo,ale byłam ok. 2 godz na rolkach więc jakieś 800 kcal poszło :>
<dzisiaj> piątek: śniadanie: kawa+ tabletka Sudafedu i teraz troszkę jogurtu naturalnego (ok.70 kcal) także wygląda to nie najgorzej ;) Odchudzanie tzn. niejedzenie znacznie poprawia mi humor. Jeśli bilanse są niskie, albo w miare okej to dzień nie kończy się tak źle, gorzej jak przewalę i jestem na siebie cholernie zła, a wtedy muszę to spalić. No nic , w każdym bądź razie póki co jest w miarę, mamy piątek, weekendu początek, super, wiem,że przyszły tydzień będzie max ciężki dlatego trzymajcie kciuki, żebym przetrwała.
tumblr ;3
xoxo
M.

niedziela, 5 maja 2013

sadness

Nie macie pojęcia, jak się znaienawidziłam przez to wolne. Na prawdę, z każdym dniem gdy miałam kontrolę rodziców nad tym co jem i ile jem czułam się coraz gorzej. Oni nie rozumieją, że jestem gruba,że cholernie chcę schudnąć, głodzić się itp. Nie, obiady, śniadania, kolacje wszystko. Po pewnym czasie już tego nie liczyłam. Czułąm, jak mój brzuch wręcz pęka od przejedzenia, ale nie, zjadłam za mało i trzeba,abym zjadła dwu-daniowy obiad. Codziennie jak tylko mogłam wychodziłam albo na rower albo pobiegać,ale co z tego?! i tak już pewnie ważę 3 kilo więcej, pff oby tylko tyle. Tak się cieszyłam,że odpocznę sobię od szkoły, od nauczycieli i jako tako od nauki, a tu nie ma- rodzice w domu, pełno żarcia i wieczne awantury i pretensje do mojej osoby. Psychicznie wysiadam, na prawdę dosyć mam tego wszystkiego, dosyć mam siebie i mmoich słabości. Chyba stałam się  straszną egoistką, poza tym,że mam obsesję na punkcie dążenia do ''chudośći''. Tak, ostatnio doszłam do wniosku,że to nie jest tylko takie gadanie : a chcę schudnąć, oj będę się odchudzać, tylko to jest pierwsza myśl kiedy wstaję i gdy kładę się spać- co zjadłam, ile zjadłam, jak spalić. Patrzę tylko na siebie, całymi dniami zastanawiam się jak tu oszukać rodziców, co zjeść żebym miała siłę, ale żebym za dużo nie przytyła. Mimo to, ciągle przegrywam walkę z jedzeniem. Nie potrafię zawalczyć, a przecież mam tyle motywacji.. Muszę udowodnić jednej osobie, że może i mogłaby się martwić,ale już za późno, że teraz nie ma prawa interesować się moim życie, bo mogę zrobić z nim co zechcę. Dlatego od jutra, kiedy wszyscy pójdą do pracy ( ja do szkoły) moim ''posiłkiem'' będzie Sudafed z kawą, który mam nadzieję mi pomoże i nie ma to tamto, kontunuuję SGD dopóty, dopóki mi się nie znudzi właściwie. Nie pozwolę na to,żeby jedno wolne przejęło nad e mną kontrolę, żeby zaprzepaściło to, na co pracuję od wielu tygodni. Wam dziękuję, że czytacie te wypociny, często może bez sensu, ale tak na prawdę tylko Was interesuje to , co tutaj się znajduje. Ludzie mają na prawdę wąską granicę postrzegania cudzych problemów i nie zauważają, że ktoś obok potrzebuje wsparcia, pomocy czy motywacji. Ja sama nie jestem idealna, ale wiem ile znaczy dla kogoś głupie : dasz radę, super Ci idzie. Wiem, jak to jest mieć się dla kogo starać i jak to jest podnosić się z porażek, żeby pokazać jak silna potrafię być. Dlatego z całego serca chciałam też podziękować za komentarze, które motywują mnie do jeszcze większych starań, abyśmy razem mogły osiągać swoje cele :* Mimo tego,że teraz od środy wszystko się zjebało( mówiąc kolokwialnie) wiem, że dam radę, muszę udowodnić tym wszystkim, którzy nie wierzą, a przede wszystkim sobie, że dam radę i nie mogę się teraz poddać. Mimo przeszkód, problemów i bólu nie wolno przestać dążyć do celu. Nigdy.
tumblr
Życzę Wam dużo siły i wytrwałości na ten tydzień
xoxo
M.